poniedziałek, 20 stycznia 2014

;3

Cześć, wiecie, tak się zastanawiam, po prostu nie wiem co dalej... nie potrafię napisać kolejnego rozdziału na tym blogu, mogę pisać 646416516416 innych blogów, mieć 149651654651654 nowych pomysłów, a kiedy chcę tutaj coś napisać mam wielki czerwony znak "STOP".. no szlag mnie trafia że nie mogę tego chociażby jakoś zakończyć, jeśli ktoś chciałby poczytać mojego innego bloga, znajdziecie mnie tutaj:
http://you-may-not-believe.blogspot.com/
bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam, kocham Was <3

czwartek, 19 września 2013

Cześć.

PRZEPRASZAM, WIEM PISAŁAM, ŻE MOJA WENA WRÓCIŁA, ALE NIE PORAFIĘ JEJ DOBRZE WYKORZYSTAĆ, MAM NADZIEJĘ, ŻE ZROZUMIECIE, CHYBA ZAWIESZĘ TEGO BLOGA JAK KILKA INNYCH, NO TAK TO MÓJ NAJBARDZIEJ UDANY BLOG JAK NA RAZIE, ALE NIESTETY, WSZYSTKO MI SIĘ POMIESZAŁO. 
JEŚLI CHCECIE POCZYTAĆ INNE MOJE WYPOCINY TU MACIE DRUGIEGO BLOGA http://he-destroyed-her-life.blogspot.com/
MAM NADZIEJĘ, ŻE SPODOBA WAM SIĘ RÓWNIE MOCNO JAK TEN. 
KOCHAM ♥

sobota, 31 sierpnia 2013

Wyjaśnienie.

Witajcie.
JEŚLI KTOŚ CZEGOŚ NIE ROZUMIE POWINIEN TO PRZECZYTAĆ :)
Ze względu na to, że coraz więcej osób pisze, że nie rozumie o co chodzi, to spróbuję Wam wyjaśnić. Chociaż sama troszkę się pogubiłam, ale ok. Kiedy zaczęłam pisać z perspektywy Rosalie wszyscy się buntowali, że się im nie podoba i chcą powrotu Taylor, więc tak też zrobiłam, dlatego znów namieszałam. A więc:
1. KLIKNIJ tu będzie zaczynał się sen od momentu "-Liam-", tak, to śniło się Rosalie, ale wtedy na prawdę chciałam uśmiercić Taylor.
2. Tak, była ta zdrada.
3. Taylor nadal jest z Liamem jak wiadomo, tylko Harry przyszedł ją "odwiedzić".
4. W pewnych momentach niektóre fakty musicie sobie skojarzyć z tym snem (tak, robię to specjalnie, jestę zła heuheu)
5. Sen kończy się w TYM rozdziale, od momentu w którym Rosalie otworzyła oczy.
6. Taylor wróciła w taki sposób, że wcale tak na prawdę nie umarła, to był tylko sen ROSALIE przez kilka rozdziałów (przez które macie podane wyżej)
7. Rosalie jest z Zaynem, Cassie z Niallem, Taylor z Liamem (na razie, może za jakiś czas znów namieszam ^^)
8. MAM Z POWROTEM MOJĄ UKOCHANĄ WENĘ, BITCHES. OCZEKUJCIE NIEOCZEKIWANEGO!! 
Trzymajcie się ciepło. Mam nadzieję, że już rozumiecie mniej więcej, a jeśli chcecie coś jeszcze wiedzieć pytajcie w komentarzach, postaram się na wszystkie odpowiadać :)

PS: Zobaczę na co Was stać, jak będzie 10 komentarzy pod 42 rozdziałem dodam nowy jutro albo w poniedziałek (tylko proszę Was, nie spamujcie)
Love ya ;*

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 42 "Nigdy nie mów, że po prostu odeszłam."

Zniszczyłeś mnie.


-Rosalie-
Zamknęłam drzwi od pokoju, w którym położyłam Taylor i stałam tam dłuższą chwilę wpatrując się w moje buty. To wszystko jest tak pokręcone, bo wiecie, mam z powrotem blond włosy, zadziwiające jak bardzo można się przyzwyczaić do siebie w innym kolorze. Teraz jak stoję przed lustrem nie mogę mnie poznać. Jestem taka... inna, taka młodsza, niż wtedy.. w tamtym śnie. Tak, jestem pewna, że to był sen. Tylko nie mogę zrozumieć jaki był jego sens, tak, to że prawdopodobnie uratowałam Taylor było jednym z podpunktów, ale dlaczego były tam momenty, gdzie rozstałam się z Zaynem. Pokręciłam głową zawijając pasemko włosów na palec. Może jeśli pójdę spać zapomnę o tym wszystkim. Podeszłam powoli pod drzwi pokoju... mojego i Zayna i otworzyłam drzwi wchodząc na palcach. Podeszłam do łóżka i położyłam się na plecach. Teraz leżąc tak uświadomiłam sobie, że cały czas wstrzymywałam oddech. Zaciągnęłam się gwałtownie powietrzem i obróciłam na bok, Zayn spał odwrócony do mnie plecami. Kiedy tam patrzyłam na niego nie mogłam się powstrzymać. Bez zastanowienia przysunęłam się do niego i przytuliłam mocno. Tak strasznie mi go brakowało. Pojedyncze łzy spływały po moich policzkach mocząc koszulkę Zayna, ale teraz mnie to nie obchodziło. Tak bardzo bałam się, że go straciłam. Tak strasznie za nim tęskniłam, tak wiem, że to był tylko sen, ale dał mi strasznie w dupę. Poczułam, że Zayn poruszył się lekko i przekręcił do mnie przodem wtulając twarz w moje włosy. 
- Śpij skarbie. - wyszeptał zaspanym głosem. Jego głos... ciarki przebiegły po całym moim ciele kiedy jego ciepłe dłonie owinęły się wokół mojej talii. 
- Kocham Cię. - powiedziałam prawie nie słyszalnie po czym zamknęłam oczy i odpłynęłam. 

-Taylor-
Nigdy nie mów, że po prostu odeszłam.
Otworzyłam oczy mrugając kilkakrotnie. Nigdy nie lubiłam się budzić ze snu, wiedząc, że czeka na mnie szara rzeczywistość. Podniosłam głowę i spojrzałam przez okno. Dopiero zaczynało się rozjaśniać. Oh, wstałam o świcie, cudownie. Podniosłam mój leniwy tyłek i usiadłam na łóżku przecierając oczy. Co się wczoraj stało? Pamiętam tylko Rosalie, jej smutną twarz, jakby bała się... bała się o mnie. Tak dawno jej nie widziałam. Chyba mnie przyprowadziła tutaj. Muszę jej podziękować. 
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Mieli tu taki piękny widok. Życie byłoby takie piękne gdyby nie było takie chujowe, serio. Przeciągnęłam się starając się rozprostować kości. Cholera, muszę się przebrać. Tylko w co. Odwróciłam się i zobaczyłam jakieś ciuchy na kanapie przy stoliku. Mają tu na prawdę ładne pokoje. Podeszłam do kanapy i chwyciłam ciuchy w dłonie. Moja kochana Rose, zawsze pomyśli o wszystkim. Muszę jej podziękować. Po raz drugi. 
Nacisnęłam lekko klamkę od drzwi i wyszłam po cichu na korytarz. Kurwa, nie wiem gdzie jest łazienka. No, dobra, zdam się na mój instynkt. Czyżby, tak, to będą te białe drzwi. Nie, chwila, tu wszystkie drzwi są białe. Mądrze, Taylor, brawa dla ciebie. 
- A ty gdzie się wybierasz? - podskoczyłam w miejscu. 
- O Boże, Rosalie, tak strasznie mnie przestraszyłaś. - zachichotałam cicho i odwróciłam się w jej stronę. Wyglądała jak małe, niewyspane dziecko, które oglądało bajki do północy i rano musiało iść do przedszkola. Hahahaha, zajebiste porównanie. Chyba mam kaca...
- Jakbyś się tak nie skradała to nie miałabyś powodu się bać. - powiedziała próbując powstrzymać uśmiech wkradający się na jej usta. 
- Myślisz, że chciałam uciec? 
- Tak to właśnie wyglądało. 
- Macie tu w ogóle łazienkę w tym domu? 
- Co?! - spojrzała na mnie jak na głupka i w końcu szczery uśmiech przejął kontrolę nad jej twarzą. 
- No bo chciałam się przebrać. 
- O 5 rano. Takie rzeczy tylko z tobą, misiu. - zachichotała cicho, co brzmiało jak śpiew dziecka. Kurwa, jakie ja mam dziś porównania. Pogratulować. Podeszła do drzwi na przeciwko pokoju, w którym spałam i otworzyła je. - Oto łazienka, moje dziecko. A ja idę dalej spać. Ale mam na ciebie oko. - mrugnęła do mnie i odeszła do drzwi na końcu korytarza ostatecznie za nimi znikając. 
Ta baba ma uszy dookoła głowy. Słyszy wszystko. Pokręciłam głową chichotając cicho i weszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Od razu uderzyła mnie spokojna aura? tak to się mówi? tego miejsca. Pomieszczenie było dwa razy większe od pokoju, w którym spałam. Było tak ślicznie urządzone.
Takiej ładnej łazienki to jeszcze chyba w życiu nie widziałam, ale czego się spodziewać po Rosalie i Zaynie, którzy oboje mogą spędzić całe życie pod prysznicem czy w wannie. Ja tam nie przywiązuje większej wagi do wyglądu. Wolę kiedy jest przytulnie, ale jak raz za czas spędzę czas w czymś takim to nie pogardzę.
Zdjęłam moje ciuchy i podeszłam do prysznica z zamiarem wzięcia szybkiej kąpieli, ale kiedy zobaczyłam wbudowany w ścianę mały komputerek, stwierdziłam, że znając mnie to coś zepsuję, więc podeszłam do wanny. Po około pół godzinnej kąpieli wyszłam niechętnie z gorącej wody. Chyba polubię marnowanie czasu na długie kąpiele. Powycierałam się dokładnie ręcznikiem i owinęłam nim szczelnie podchodząc do lustra. Kiedy spojrzałam na moje odbicie w lustrze jęknęłam zakrywając twarz dłońmi. Wyglądałam jak lama po dzikim seksie z kuną w wannie pełnej błota. Serio. Przemyłam twarz wodą kilka razy i wysmarowałam jakimś kremem, który leżał koło umywalki. Rosalie kupuje ten sam krem od kąd skończyła 11 lat. Ja się dziwię, że dalej go produkują, ale jest zajebisty na kaca hahahah. Ubrałam ciuchy, które przygotowała dla mnie Rose i przejrzałam się w lustrze skrzywiając się. Wyglądałam jak menel. Dosłownie w takich ślicznych ciuchach. Wszystko jest na mnie za duże. Jedynie buty hahahah Rosalie kocha szpilki. I zawsze mnie do nich namawia, ona w szpilkach wszędzie chodzi. A ja w szpilkach chodzę jak kaczka.
Wzięłam moje wczorajsze ciuchy i wyszłam z łazienki. Otworzyłam drzwi pokoju, w którym spałam i rzuciłam ciuchy na łóżko. Stałam przez chwilę w miejscu zastanawiając się co ja będę robić o 6 rano kiedy usłyszałam cichą muzykę dobiegającą z dołu. Wyszłam ponownie z pokoju i skierowałam się po schodach na dół, nagle poczułam jakiś pulsujący ból w głowie, który nasilał się z każdą sekundą, w której muzyka była coraz bliżej. W końcu kiedy doszłam do kuchni, z której dobiegała muzyka ból był nie do wytrzymania. Zaczyna się. Trzeba było wczoraj nie pić. Rosalie stała przy kuchence smażąc... chyba jajecznice i nucąc cicho piosenkę, która leciała w radiu.
- Rose, możesz to wyłączyć? - mruknęłam zajmując miejsce przy stole i opierając moją ciężką głowę na dłoniach.
- Witaj Taylor, jak mi się spało? Bardzo dobrze, a jak tobie? - odpowiedziała sarkastycznie śmiejąc się pod nosem. Śmiej się, śmiej, z czyjegoś nieszczęścia, jeszcze cię nie raz kac dopadnie, też będę się z ciebie śmiać.
- Proszę. - jęknęłam przymykając powieki. Dziewczyna zachichotała cicho i wyłączyła tą cholerną muzykę. Odetchnęłam głęboko, ale ból się nie zmniejszył.
- Wypij. - usłyszałam rozbawiony głos Rosalie. Spojrzałam na nią. W jednej ręce trzymała szklankę z wodą, a w drugiej jakąś tabletkę. Wzięłam je od niej uśmiechając się ponuro.
- Dzięki, misiu. - powiedziałam i lekko się przestraszyłam na dźwięk mojego głosu. Brzmiałam jak zarzynana świnia. Serio. Wypiłam tabletkę i olewając kulturę położyłam głowę na stole przymykając ponownie powieki. Słyszałam tylko ciche nucenie, i szczerze mówiąc był to tak cholernie kojący dźwięk, na prawdę. W końcu ciche nucenie przerodziło się w cichy śpiew. Uwielbiałam kiedy Rosalie śpiewała. Miała taki śliczny głos. Jak mała dziewczynka, jak zapach konwalii na wiosnę. Kurwa, co?! Nieważne, ale na prawdę ślicznie śpiewała. Kiedy podniosłam ponownie głowę to szczerze mówiąc po bólu prawie nie zostało już śladu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wstałam. Podeszłam do Rosalie i przytuliłam ją mocno od tyłu.
- Dziękuję ci za wszystko. Mam u ciebie dług do końca życia. - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek. Zaśmiała się i odwróciła w moją stronę tuląc mnie do siebie jak małe dziecko.
- Nie masz żadnego długu. Jesteś moją siostrą. Moim obowiązkiem jest się o ciebie troszczyć, dzieciątko ty moje. - uśmiechnęła się i pstryknęła mnie w nos. Pokazałam jej język jak małe dziecko i wróciłam na swoje miejsce. Kiedy Rosalie rozstawiała talerze do kuchni wszedł Zayn. Miał na sobie zwykły, biały T-shirt i spodnie od dresu. Na jego głowie panował nieład, ale i tak wyglądał lepiej ode mnie. Uśmiechnął się patrząc na Rose i podszedł do niej całując ją w czoło.
- Witaj kochanie. - powiedział po czym cmokając ją przelotnie w nos usiadł na przeciwko mnie. - Cześć Taylor. - uśmiechnął się po czym spoważniał i spojrzał na mnie zdezorientowany. - Taylor?
- Długa historia. - odpowiedziała Rosalie siadając do stołu.
-x-
Po śniadaniu podziękowałam Rosalie za wszystko i wróciłam do domu, a jej ciuchy jak ona to powiedziała mam zatrzymać na "wieczne nieoddanie". Teraz siedziałam w pokoju i zastanawiałam się co mam zrobić. Czy mam iść do Liama do szpitala, czy mam siedzieć w domu. Zaczynam się bać, bo kocham go, ale Harry... ja wiem, że powiedział kilkanaście słów za dużo, ale to mój pierwszy chłopak i byłam z nim tak długo, że po prostu nie potrafię o nim zapomnieć. Chociaż tak bardzo chcę, nie potrafię zapomnieć o tym cholernym dupku. Zdjęłam ciuchy Rosalie i ubrałam się w coś w czym wyglądam chociaż trochę lepiej. Ciuchy Rose dałam do pralki i załączyłam, bo była już pełna. Zeszłam na dół i posprzątałam tam trochę, bo nie wyglądało to zbyt dobrze, ale trudno, przynajmniej miałam co robić, prawda? Umyłam naczynia, które zalegały w zlewie i zrobiłam zakupy. A teraz stałam przy kuchence gotując obiad. Mam nadzieję, że Niall, Cassie i Kevin wrócą na obiad. Przetarłam ręce i postanowiłam napisać do Cass. Odłożyłam telefon na blat i już miałam wrócić do obiadu, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi i kiedy je otworzyłam zamarłam nie wiedząc co powiedzieć. 
- Jest Niall? - odezwał się po około 5 minutach milczenia. 
- Nie ma, wyszli z Cassie i Kevinem. - odpowiedziałam cicho i spuściłam głowę patrząc na moje stopy odziane jedynie w jasne skarpetki. Usłyszałam westchnięcie Harrego i poczułam, że przybliżył się do mnie. 
- Tak na prawdę przyszedłem do ciebie. - powiedział pewnie podchodząc jeszcze bliżej, tak że prawie stykaliśmy się ciałami. 
- Nie... ja nie chcę. - wyszeptałam chwytając skrawek jego koszulki w dłoń. Momentalnie cały się spiął, poczułam ukłucie w środku i cofnęłam się o krok nie mając śmiałości podnieść a niego wzrok. - Jeżeli przyszedłeś mnie obrażać, proszę cię, wyjdź. - odezwałam się już trochę głośniej. Ponownie podszedł bliżej tym razem tak, że jego ciało było przyciśnięte do mojego. Chwycił w swoją dużą dłoń moją trzęsącą się rękę i położył ją sobie na policzku wtulając się w nią. Drugą dłonią chwycił mój podbródek i pociągnął lekko do góry zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Widać było w nich smutek i rozczarowanie, kiedy próbowałam się wykręcić z jego uścisku, jak kiedyś był dużo większy, wyższy i silniejszy ode mnie, tak teraz wyglądał przy mnie jak jakiś wyrośnięty, napakowany facet. I szczerze to bałam się go, na prawdę się bałam, byłam przy nim taka... mała. 
- Przepraszam, Taylor. Na prawdę. - powiedział patrząc mi w oczy. Miał takie smutne oczy, ale jego źrenice były nienaturalnie wielkich rozmiarów... o Boże, gadam głupio, były po prostu rozszerzone. Zdjęłam dłoń z jego policzka i ponownie próbowałam się od niego odsunąć. Coś mi w nim tak cholernie nie pasowało, tylko jeszcze nie byłam pewna co. Chwycił mocno moje nadgarstki w swoje dłonie i przysunął mnie z powrotem do siebie. Byłam tak blisko niego, że czułam jak bije jego serce. Pracowało tak strasznie szybko. Chwycił oba moje nadgarstki w jedną dłoń, a drugą objął mnie w talii. 
- Your heart's against my chest. - zanucił Harry przybliżając swoją twarz do mojej. Nie, nie zbliżaj się, nie chcę zaczynać tego wszystkiego od nowa! - Your lips, pressed to my neck. I'm falling your eyes, - kontynuował, kiedy jego usta prawie ocierały się o moje. - but they don't know me yet. - lekko musnął moje usta swoimi, a ja nie mogłam nawet się ruszyć. Stałam tam sparaliżowana czekając na jego kolejny ruch. - And with a felling I'll forget, I'm in love now. - puścił moje nadgarstki i położył dłoń na moim policzku. Jego kciuk kreślił małe kółka na nim, a ja przymknęłam oczy czując to ciepło rozlewające się po moim ciele. Teraz już nic mnie nie obchodziło. Nie miałam już ochoty się od niego odsuwać. - Kiss me like you wanna be loved... 
Spojrzałam ostatni raz w jego oczy i przycisnęłam moje usta do jego. Kiedy jego usta powolnie ocierały się o moje poczułam przyjemne dreszcze przechodzące przez moje ciało. Brakowało mi Harrego. Brakowało mi mojego Harrego. Przejechał językiem delikatnie po mojej dolnej wardze i odsunął się lekko przykładając swoje czoło do mojego. 
- You wanna be loved. You wanna be loved. This feels like falling in love. Falling in love. - nucił cały czas patrząc mi w oczy. - We're falling in love... - końcówkę wyszeptał a jego ciepły oddech owiał moją twarz. Zamrugałam kilkakrotnie powracając do rzeczywistości. O, cholera. Co ja właśnie zrobiłam! Potrząsnęłam głową wyrywając się z jego uścisku. Nie, nie, nie, nie. Jaka ja jestem głupia. 

"Lately I've been thinking, thinking 'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
I know we won't find a love that's so true."

___________________________________________

* tekst piosenki Ed'a Sheeran'a - Kiss Me. 
Cześć, siema, joł. Co u Was? 
To jest jutrzejszy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Taylor wróciła tak jak chcieliście, pasuje? 
I jest chyba długi, joł c;

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 41 "To była ona."

Kochałam go, był moim przyjacielem. Ale ja nie mam zamiaru bawić się znowu w jakąś miłość. Miłość jeszcze chyba nigdy nie wyszła mi na dobre. Na prawdę. Jestem typem pechowca.

-Rosalie-
Otworzyłam szeroko oczy oddychając szybko, miałam jakąś pieprzoną przyspieszoną akcję serca. Podniosłam się do pozycji siedzącej próbując przyzwyczaić oczy do ciemności. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam tak... no nie wiem, rozkojarzona? Pochyliłam się, by sięgnąć po mój telefon, ale nie było go tam, trafiłam jednak na coś... innego, jakiś przycisk, nacisnęłam i momentalnie pokój zalała lekka smuga światła. Chwila, od kiedy ja mam lampkę na szafce przy łóżku szpitalnym. Rozejrzałam się po pomieszczeniu teraz widząc już trochę więcej, ale... to nie był pokój szpitalny. Co?!
Skądś pamiętałam ten pokój, ale nie mogłam skojarzyć skąd. Nagle coś mi kliknęło, jestem w pokoju moim i Zayna, w naszym... w jego domu w Holmes Chapel. Co?!
Skąd ja się tu wzięłam?! Przekręciłam momentalnie głowę w lewo i zamarłam, Zayn leżał... spał obok jak gdyby nigdy nic pochrapując cichutko, prawie niesłyszalnie. Co?!
Jakim kurwa sposobem ja leżę w łóżku z tym gamoniem?!
Zerwałam się na równe nogi i wtedy się zorientowałam. Spojrzałam w dół i ponownie zamarłam. Gdzie jest kurwa mój brzuch, ja się pytam?! To są jakieś jaja, czy co?!
Muszę znaleźć mój telefon.
Myśl, Rose, myśl. 
Rzuciłam się na podłogę i zaczęłam się rozglądać. Bingo! Telefon leżał po drugiej stronie pokoju na podłodze podłączony do ładowarki. Podbiegłam do niego najciszej jak się dało i prawie urwałam kabel chwytając go gwałtownie do ręki. Nacisnęłam przycisk menu i kiedy wyświetlił się ekran upuściłam telefon. Z hukiem uderzył o panele rozbijając się na kawałki, ale teraz mnie to mało obchodziło. 
Co jest kurwa?!
Data w moim telefonie wskazywała 13 czerwiec 2013. Jest dwadzieścia minut po pierwszej w nocy. Co?! 13 czerwca 2013, 13 czerwca 2013, coś mi mówi ta data. O kurwa. 13 czerwca 2013 roku Taylor... popełniła samobójstwo, o 2 w nocy. O kurwa. 
Nie myśląc zbyt wiele wybiegłam z domu tak jak byłam, w piżamie. Biegłam przed siebie najszybciej jak mogłam. Właściwie to co się właśnie dzieje? Ja... ja niczego nie rozumiem. Wybiegłam na opustoszały parking przed szpitalem i bez namysłu wbiegłam do ciemnego parku. 
Co się do cholery właśnie dzieje?!
Wybiegłam zza szerokiego drzewa i spojrzałam przed siebie. Na otwartej przestrzeni było widać ciemne niebo obsiane gwiazdami i... chudą dziewczynę siedzącą po turecku. Siedziała tyłem do mnie i wyglądała jakby siedziała na horyzoncie, a ona po prostu siedziała na skraju urwiska, jeden ruch i leci w dół. 
To była ona. To była moja Taylor. 
Serce zabiło mi mocniej, wybijało szaleńczy rytm. Nie miałam pojęcia co mam zrobić w tym momencie. Ruszyłam się z miejsca i podeszłam wolnym krokiem do dziewczyny. Ona nawet nie wyczuła mojej obecności. Kiedy byłam już wystarczająco blisko wychyliłam się zza jej ramienia i zobaczyłam butelkę wódki w jej drżącej dłoni. Momentalnie przez moją głowę przeleciało... wspomnienie? 
Zbliżyłem się do Taylor mając zamiar ją pocałować jednak coś mi kazało się zatrzymać. 
- Piłaś coś? - spytałem wciągając ostro powietrze. Zdecydowanie czułem alkohol. 
- No co ty. Na prawdę. Ja nie piję. - odpowiedziała patrząc mi głęboko w oczy, a nawet zbyt głęboko. Czułem jak dreszcze przeszywają całe moje ciało. 
Potrząsnęłam głową jakby chcąc z niej to wszystko wyrzucić, co... co to było, wspomnienie? sen? tak jakby... nie to niemożliwe. Jestem tak okropnie zdezorientowana. 
- Taylor. - szepnęłam. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Miałam przed sobą moją przyjaciółkę... z powrotem. Ale... to wszystko? Co to miało być? Czy to jest sen? Czy tamto było snem? 
Kiedy dziewczyna odwróciła się do mnie. Ona... to była ona... moja mała Adams... moja mała dziewczynka. Cała zapłakana. Nie mogłam się napatrzeć na jej śliczną twarz. Tak bardzo za nią tęskniłam. I w tym momencie nie liczyło się dla mnie czy to sen czy nie. Liczyło się tylko, że Tay żyje i jest ze mną. Obok. Że mogę ją przytulić. 
- Rose, skarbie... co ty tu robisz? - wybełkotała przecierając oczy. Była pijana. Była tak okropnie pijana. - Rosalie, misiu. Ja nie chcę umierać. Ja chcę być z tobą. Chcę być szczęśliwa. - wyszlochała przytulając się do mnie mocno. Usiadłam delikatnie odciągając ją od krawędzi i przyciągając do siebie. Jej dotyk... był tak prawdziwy. I wtedy do mnie dotarło. Ona wcale nie chciała umierać. Nie popełniła samobójstwa. Była po prostu pijana i spadła. 
To był jakiś znak?!
Tylko teraz już sama nie wiem co jest snem, a co jawą. 
Gubię się w rzeczywistości. 
- Cii, już spokojnie. Jestem tutaj, kochanie. Jestem i zawsze będę. 
Taylor przytuliła głowę do mojego ramienia i szlochała cicho, a ja gładziłam ją po plecach. Moje małe, bezbronne dziecko było w rozsypce, a ja musiałam jej pomóc. Musiałam ją uratować. Co miałam innego zrobić. Ona sobie sama nie radziła, nikt nie potrafił jej pomóc, bo nikt nawet nie próbował. A ja to zrobię. Bo wiem, że bez niej sobie nie poradzę. Bez niej to nie byłoby to samo.

"I know you've been hurt by someone else
I can tell by the way you carry yourself
If you let me, here's what I'll do 
I'll take care of you
I've loved and I've lost."

_____________________________________________

Cześć, czołem i kluski z rosołem. Co?!
Dobra, nieważne, wiem, że obiecałam w poniedziałki i piątki, ale weekend miałam cały zawalony i nie było szans nawet dostać się do laptopa, więc jest dziś, a co do jutra, to nie wiem czy będzie coś jutro, więc na razie nic nie obiecuję. 
No, a co do rozdziału, to chcieliście Taylor, to macie Taylor, pasuje? Mam nadzieję, że tak, bo kurde nie mam pojęcia co dalej pisać, brak pomysłów, brak weny. Ale cóż takie życie. Aaa, no i przede wszystkim sorry, bo kompletnie nie łapię się tu już w datach i tak dalej. Nie rozpisuję się więcej bo i tak pewnie nik tego nie przeczyta, yo, niggas. 
YOLO. 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 40 "Sytuacja była poważna."

Podniosłam się powoli z kanapy i podreptałam do kuchni. Wzięłam butelkę wody i udałam się na górę. Uchyliłam drzwi od jednego z pokoi i zajrzałam do środka. Harry spał zwinięty w kłębek pochrapując cicho. Podeszłam do łóżka i przykryłam go kołdrą. Wyglądał tak słodko kiedy spał. Był taki... niewinny. Wyszłam z pokoju starając się nie trzaskać drzwiami i poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. To znaczy... no szybki, bo szybki, ale ktoś inny by powiedział, że o Boże, ile ona się kąpie. Od kiedy jestem w ciąży wszystko robię kilka razy wolniej. A tym bardziej, że teraz to już 8 miesiąc.
"Jeszcze trochę i się zobaczymy, kochanie." 
Wyszłam z łazienki, uprzednio ubierając moją pidżamkę i położyłam się na łóżku przykrywając się kołdrą po same oczy.
"Podobno spokojne życie to nudne życie, więc popsujmy wszystko żeby nam się nie nudziło."
-x-
Siedzieliśmy z Harrym w ciszy przeżywając nasze kanapki, kiedy do domu wpadła z hukiem jakaś niezidentyfikowana osoba. 
Pewnie UFO. 
- Ale z niego cipa. - warknął zdenerwowany... Justin? Aa, no tak. Miał wpaść dziś rano. I zrobił to. W dosłownym tych słów znaczeniu. Niemal wbiegł do kuchni i zaczął nawijać jak najęty. - Słyszałaścotendziwkarzzrobił?!
- Spokojnie. Najpierw oddychaj, a potem mów. I jakbyś mógł tak trochę wolniej. - zaśmiałam się na co on zmroził mnie wzrokiem. 
Sytuacja była poważna. 
- Słyszałaś co ta pizda zrobiła?! Nawet nie wiem jak to określić. No kurwa. - powiedział trochę spokojniej wyrzucając ręce w powietrze. 
- Jaka pizda? O kim ty mówisz? W ogóle cię nie rozumiem. 
- Malik. - mruknął, jakby brzydził się tego nazwiska. 
- Trochę więcej szczegółów? - spojrzałam na niego jakby urwał się z choinki. 
- Ta cipa Malik wziął się za karierę solową, ale to nic. Kiedy spytali go o ciebie w wywiadzie do BBC Radio powiedział, że puściłaś się na jakiejś imprezie i zaszłaś w ciąże, a później chciałaś wmówić mu, że to jego dziecko. Później dodał, że ja cały czas cię utrzymuje, że planujemy ślub i że będę utrzymywał także twoje dziecko, i co? Co kurwa?! Nazwał cię zdzirą i niewdzięczną dziwką. On, kurwa, ten święty i najcudowniejszy na świecie człowiek. - zrobił chwilową przerwę, po czym odezwał się znów. - Chce wojny?! Będzie miał wojnę. Ale ostrzegam, że ze mną nie wygra. Chce grać w jego grę?! Tak kurwa zrobimy, ale na moich zasadach. Jutro w wywiadzie powiem wszystko. O tym jak cię bił, jak zrobił ci dziecko, a potem cię zostawił z niczym. Samą. I zrobię to, czego on chciał. Powiem, że jesteśmy razem, bierzemy ślub i że będę wychowywał jego dziecko jak własne. 
Słowa docierają w niezrozumiały sposób. Tracą na wartości. Tracą sens i przesłanie. Pozostają tylko pustymi, nic nie znaczącymi słowami.
Justin odwrócił się i w złości uderzył pięścią w ścianę, po całym domu rozległ się głuchy huk. Zacisnęłam powieki, kiedy kilka razy powtórzył czynność. Szczerze? Tak, bałam się go kiedy był taki... roztrzęsiony, nawet nie wiem dlaczego on się tak zdenerwował... no tak, musi chronić swoją karierę, dbać o nią, ale to ja z naszej dwójki chyba powinnam być bardziej zła.. chociaż... 
Ja jak na razie nie mogłam uwierzyć w to co powiedział do mnie Justin. No nie mogłam. 
Nie. Ja po prostu nie chciałam w to wierzyć. 
- Cześć Harry. - odezwał się nagle Justin, potrząsnął głową, zastanowił się, po czym spojrzał w stronę Stylesa. - Harry? 
Witaj, geniuszu. Odkryłeś Amerykę. 
Podniosłam się z krzesła, mając zamiar pozmywać naczynia, ale nagle wszystko zaczęło wirować, obraz zaczął się rozmazywać. Usiadłam z powrotem kładąc głowę na blacie. 
- Rosalie, co się dzieje? - usłyszałam jakiś cichy głos, ale byłam już gdzieś indziej. 
-x-
Powoli uchyliłam prawą powiekę, próbując przyzwyczaić wzrok do ostrego światła. Chwila, od kiedy ja mam zielone ściany w kuchni?! Otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, co było moim błędem, bo od razu świat zawirował. Poczułam czyjeś dłonie obejmujące moje ramiona i popychające mnie lekko w tył. Zacisnęłam na chwilę powieki, po czym powoli otworzyłam mrugając szybko. 
- Gdzie ja jestem? - spytałam... tak właściwie to nie wiem kto tu był. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, to, że chyba jestem w szpitalu. 
Dzięki, chłopaki. 
Tak, to był sarkazm. 
- Jesteś w szpitalu, Rose. Straciłaś przytomność. - odpowiedział mi znajomy głos, przeniosłam wzrok na osobę siedzącą obok i zobaczyłam Justina. 
Odwróciłam wzrok i długi czas wpatrywałam się w sufit, w pewnym sensie było mi głupio, narobiłam im kłopotu. 
- Przepraszam. - szepnęłam. 
- Za co? - spytał Justin przysuwając swoją dłoń do mojej i splatając nasze palce.
- Za wszystko. 
- To chyba ja powinienem przeprosić. To ja cię zestresowałem. To moja wina. - powiedział przysuwając się bliżej mnie. Spojrzałam na niego i zanim mogłam coś powiedzieć jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od mojej. - Nie próbuj zaprzeczać. 
W momencie kiedy jego wargi lekko otarły się o moje poczułam mocne kopnięcie w brzuchu. Zachichotałam cicho, po czym chwyciłam jego dłoń i położyłam na moim brzuchu. Objęłam dłońmi jego policzki i przyciągnęłam go lekko do siebie złączając nasze usta. Co chwilę czułam szczęśliwe, energiczne, nawet nie wiem jak to nazwać.. kopnięcia dzidziusia. Justin uśmiechnął się przez pocałunek, dłonią spoczywającą na moim brzuchu zaczął tam kreślić jakieś niezrozumiałe wzory. W końcu kiedy oderwał się ode mnie, spojrzał na mój brzuch i uśmiechnął się pod nosem. 
- Lea to ładne imię. - powiedział i podciągając moją koszulkę do góry pocałował miejsce obok pępka. 
- Lea Anne. Tak, podoba mi się. - pokazałam mu język jak mała dziewczynka i poczochrałam mu te jego idealnie ułożone włosy. 
- Moja mama ma na imię Anne, na pewno się ucieszy. - odezwał się Harry stojący w progu. Wyglądał jak dziecko. Te dołeczki w policzkach, niewinna mina. 
Uśmiechnęłam się i lekko zmieszana zaczęłam bawić się jakąś nitką od kołdry. 
- Witam pannę Carter! - zawołał lekarz wchodząc do sali, w której byłam. 
- Dzień Dobry. - odpowiedziałam cicho. 
- Stresujesz się? - spytał uśmiechając się do mnie. 
- No nie wiem... a mam czym się stresować? 
- Raczej nie. Termin porodu wypada na wrzesień, dokładnie 17, więc nie masz się na razie czym przejmować. Masz jeszcze prawie miesiąc. No chyba, że będzie chciał..a? zobaczyć mamę nieco wcześniej. - oznajmił z uśmiechem, po czym skierował się do wyjścia. - A! No i jak wszystko będzie okej to jutro możesz wracać do domu! - krzyknął odchodząc. 
- Miły gościu. - skwitował Harry. Spojrzałam na niego rozbawiona. - No co? Inny to by cię ofuczał i naburczał na ciebie, że pewnie o siebie nie dbasz. - dopowiedział na końcu próbując naśladować głos... kogoś...? 
- Okeej. - zaśmiał się Justin. 
- CIACIA! - krzyknął Kevin wbiegając do sali chwiejnym kroczkiem, a za nim weszła Cassie z Niallem, nie żeby coś czy coś, ale co to kurwa jakieś nowe święto, odwiedź Rosalie dzisiaj jest, czy jak?!

                                   ________________________________________________

Cześć, wiem, że miał być mega długi i tak dalej, ale aż taki krótki chyba nie jest, prawda? Następy planuję na piątek i tak będę chyba dodawać, poniedziałek i piątek, pasuje?
Kocham Was ♥

niedziela, 18 sierpnia 2013

Joł.

Cześć i czołem, chciałam Wam oznajmić, że kolejny rozdział niebawem, czyli jutro albo we wtorek. Przewiduję komplikację wszystkiego i nie radzę sobie z pisaniem tego sama. Ale jakoś się postaram. Trzymajcie się ciepło.

O mnie

Moje zdjęcie
Jestę lamą, burakię, pierogię. xd tak w skrócie, jestem Klaudia i piszę opowiadania o chłopcach z 1D. to chyba tyle ^^