czwartek, 19 września 2013

Cześć.

PRZEPRASZAM, WIEM PISAŁAM, ŻE MOJA WENA WRÓCIŁA, ALE NIE PORAFIĘ JEJ DOBRZE WYKORZYSTAĆ, MAM NADZIEJĘ, ŻE ZROZUMIECIE, CHYBA ZAWIESZĘ TEGO BLOGA JAK KILKA INNYCH, NO TAK TO MÓJ NAJBARDZIEJ UDANY BLOG JAK NA RAZIE, ALE NIESTETY, WSZYSTKO MI SIĘ POMIESZAŁO. 
JEŚLI CHCECIE POCZYTAĆ INNE MOJE WYPOCINY TU MACIE DRUGIEGO BLOGA http://he-destroyed-her-life.blogspot.com/
MAM NADZIEJĘ, ŻE SPODOBA WAM SIĘ RÓWNIE MOCNO JAK TEN. 
KOCHAM ♥

sobota, 31 sierpnia 2013

Wyjaśnienie.

Witajcie.
JEŚLI KTOŚ CZEGOŚ NIE ROZUMIE POWINIEN TO PRZECZYTAĆ :)
Ze względu na to, że coraz więcej osób pisze, że nie rozumie o co chodzi, to spróbuję Wam wyjaśnić. Chociaż sama troszkę się pogubiłam, ale ok. Kiedy zaczęłam pisać z perspektywy Rosalie wszyscy się buntowali, że się im nie podoba i chcą powrotu Taylor, więc tak też zrobiłam, dlatego znów namieszałam. A więc:
1. KLIKNIJ tu będzie zaczynał się sen od momentu "-Liam-", tak, to śniło się Rosalie, ale wtedy na prawdę chciałam uśmiercić Taylor.
2. Tak, była ta zdrada.
3. Taylor nadal jest z Liamem jak wiadomo, tylko Harry przyszedł ją "odwiedzić".
4. W pewnych momentach niektóre fakty musicie sobie skojarzyć z tym snem (tak, robię to specjalnie, jestę zła heuheu)
5. Sen kończy się w TYM rozdziale, od momentu w którym Rosalie otworzyła oczy.
6. Taylor wróciła w taki sposób, że wcale tak na prawdę nie umarła, to był tylko sen ROSALIE przez kilka rozdziałów (przez które macie podane wyżej)
7. Rosalie jest z Zaynem, Cassie z Niallem, Taylor z Liamem (na razie, może za jakiś czas znów namieszam ^^)
8. MAM Z POWROTEM MOJĄ UKOCHANĄ WENĘ, BITCHES. OCZEKUJCIE NIEOCZEKIWANEGO!! 
Trzymajcie się ciepło. Mam nadzieję, że już rozumiecie mniej więcej, a jeśli chcecie coś jeszcze wiedzieć pytajcie w komentarzach, postaram się na wszystkie odpowiadać :)

PS: Zobaczę na co Was stać, jak będzie 10 komentarzy pod 42 rozdziałem dodam nowy jutro albo w poniedziałek (tylko proszę Was, nie spamujcie)
Love ya ;*

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 42 "Nigdy nie mów, że po prostu odeszłam."

Zniszczyłeś mnie.


-Rosalie-
Zamknęłam drzwi od pokoju, w którym położyłam Taylor i stałam tam dłuższą chwilę wpatrując się w moje buty. To wszystko jest tak pokręcone, bo wiecie, mam z powrotem blond włosy, zadziwiające jak bardzo można się przyzwyczaić do siebie w innym kolorze. Teraz jak stoję przed lustrem nie mogę mnie poznać. Jestem taka... inna, taka młodsza, niż wtedy.. w tamtym śnie. Tak, jestem pewna, że to był sen. Tylko nie mogę zrozumieć jaki był jego sens, tak, to że prawdopodobnie uratowałam Taylor było jednym z podpunktów, ale dlaczego były tam momenty, gdzie rozstałam się z Zaynem. Pokręciłam głową zawijając pasemko włosów na palec. Może jeśli pójdę spać zapomnę o tym wszystkim. Podeszłam powoli pod drzwi pokoju... mojego i Zayna i otworzyłam drzwi wchodząc na palcach. Podeszłam do łóżka i położyłam się na plecach. Teraz leżąc tak uświadomiłam sobie, że cały czas wstrzymywałam oddech. Zaciągnęłam się gwałtownie powietrzem i obróciłam na bok, Zayn spał odwrócony do mnie plecami. Kiedy tam patrzyłam na niego nie mogłam się powstrzymać. Bez zastanowienia przysunęłam się do niego i przytuliłam mocno. Tak strasznie mi go brakowało. Pojedyncze łzy spływały po moich policzkach mocząc koszulkę Zayna, ale teraz mnie to nie obchodziło. Tak bardzo bałam się, że go straciłam. Tak strasznie za nim tęskniłam, tak wiem, że to był tylko sen, ale dał mi strasznie w dupę. Poczułam, że Zayn poruszył się lekko i przekręcił do mnie przodem wtulając twarz w moje włosy. 
- Śpij skarbie. - wyszeptał zaspanym głosem. Jego głos... ciarki przebiegły po całym moim ciele kiedy jego ciepłe dłonie owinęły się wokół mojej talii. 
- Kocham Cię. - powiedziałam prawie nie słyszalnie po czym zamknęłam oczy i odpłynęłam. 

-Taylor-
Nigdy nie mów, że po prostu odeszłam.
Otworzyłam oczy mrugając kilkakrotnie. Nigdy nie lubiłam się budzić ze snu, wiedząc, że czeka na mnie szara rzeczywistość. Podniosłam głowę i spojrzałam przez okno. Dopiero zaczynało się rozjaśniać. Oh, wstałam o świcie, cudownie. Podniosłam mój leniwy tyłek i usiadłam na łóżku przecierając oczy. Co się wczoraj stało? Pamiętam tylko Rosalie, jej smutną twarz, jakby bała się... bała się o mnie. Tak dawno jej nie widziałam. Chyba mnie przyprowadziła tutaj. Muszę jej podziękować. 
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Mieli tu taki piękny widok. Życie byłoby takie piękne gdyby nie było takie chujowe, serio. Przeciągnęłam się starając się rozprostować kości. Cholera, muszę się przebrać. Tylko w co. Odwróciłam się i zobaczyłam jakieś ciuchy na kanapie przy stoliku. Mają tu na prawdę ładne pokoje. Podeszłam do kanapy i chwyciłam ciuchy w dłonie. Moja kochana Rose, zawsze pomyśli o wszystkim. Muszę jej podziękować. Po raz drugi. 
Nacisnęłam lekko klamkę od drzwi i wyszłam po cichu na korytarz. Kurwa, nie wiem gdzie jest łazienka. No, dobra, zdam się na mój instynkt. Czyżby, tak, to będą te białe drzwi. Nie, chwila, tu wszystkie drzwi są białe. Mądrze, Taylor, brawa dla ciebie. 
- A ty gdzie się wybierasz? - podskoczyłam w miejscu. 
- O Boże, Rosalie, tak strasznie mnie przestraszyłaś. - zachichotałam cicho i odwróciłam się w jej stronę. Wyglądała jak małe, niewyspane dziecko, które oglądało bajki do północy i rano musiało iść do przedszkola. Hahahaha, zajebiste porównanie. Chyba mam kaca...
- Jakbyś się tak nie skradała to nie miałabyś powodu się bać. - powiedziała próbując powstrzymać uśmiech wkradający się na jej usta. 
- Myślisz, że chciałam uciec? 
- Tak to właśnie wyglądało. 
- Macie tu w ogóle łazienkę w tym domu? 
- Co?! - spojrzała na mnie jak na głupka i w końcu szczery uśmiech przejął kontrolę nad jej twarzą. 
- No bo chciałam się przebrać. 
- O 5 rano. Takie rzeczy tylko z tobą, misiu. - zachichotała cicho, co brzmiało jak śpiew dziecka. Kurwa, jakie ja mam dziś porównania. Pogratulować. Podeszła do drzwi na przeciwko pokoju, w którym spałam i otworzyła je. - Oto łazienka, moje dziecko. A ja idę dalej spać. Ale mam na ciebie oko. - mrugnęła do mnie i odeszła do drzwi na końcu korytarza ostatecznie za nimi znikając. 
Ta baba ma uszy dookoła głowy. Słyszy wszystko. Pokręciłam głową chichotając cicho i weszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Od razu uderzyła mnie spokojna aura? tak to się mówi? tego miejsca. Pomieszczenie było dwa razy większe od pokoju, w którym spałam. Było tak ślicznie urządzone.
Takiej ładnej łazienki to jeszcze chyba w życiu nie widziałam, ale czego się spodziewać po Rosalie i Zaynie, którzy oboje mogą spędzić całe życie pod prysznicem czy w wannie. Ja tam nie przywiązuje większej wagi do wyglądu. Wolę kiedy jest przytulnie, ale jak raz za czas spędzę czas w czymś takim to nie pogardzę.
Zdjęłam moje ciuchy i podeszłam do prysznica z zamiarem wzięcia szybkiej kąpieli, ale kiedy zobaczyłam wbudowany w ścianę mały komputerek, stwierdziłam, że znając mnie to coś zepsuję, więc podeszłam do wanny. Po około pół godzinnej kąpieli wyszłam niechętnie z gorącej wody. Chyba polubię marnowanie czasu na długie kąpiele. Powycierałam się dokładnie ręcznikiem i owinęłam nim szczelnie podchodząc do lustra. Kiedy spojrzałam na moje odbicie w lustrze jęknęłam zakrywając twarz dłońmi. Wyglądałam jak lama po dzikim seksie z kuną w wannie pełnej błota. Serio. Przemyłam twarz wodą kilka razy i wysmarowałam jakimś kremem, który leżał koło umywalki. Rosalie kupuje ten sam krem od kąd skończyła 11 lat. Ja się dziwię, że dalej go produkują, ale jest zajebisty na kaca hahahah. Ubrałam ciuchy, które przygotowała dla mnie Rose i przejrzałam się w lustrze skrzywiając się. Wyglądałam jak menel. Dosłownie w takich ślicznych ciuchach. Wszystko jest na mnie za duże. Jedynie buty hahahah Rosalie kocha szpilki. I zawsze mnie do nich namawia, ona w szpilkach wszędzie chodzi. A ja w szpilkach chodzę jak kaczka.
Wzięłam moje wczorajsze ciuchy i wyszłam z łazienki. Otworzyłam drzwi pokoju, w którym spałam i rzuciłam ciuchy na łóżko. Stałam przez chwilę w miejscu zastanawiając się co ja będę robić o 6 rano kiedy usłyszałam cichą muzykę dobiegającą z dołu. Wyszłam ponownie z pokoju i skierowałam się po schodach na dół, nagle poczułam jakiś pulsujący ból w głowie, który nasilał się z każdą sekundą, w której muzyka była coraz bliżej. W końcu kiedy doszłam do kuchni, z której dobiegała muzyka ból był nie do wytrzymania. Zaczyna się. Trzeba było wczoraj nie pić. Rosalie stała przy kuchence smażąc... chyba jajecznice i nucąc cicho piosenkę, która leciała w radiu.
- Rose, możesz to wyłączyć? - mruknęłam zajmując miejsce przy stole i opierając moją ciężką głowę na dłoniach.
- Witaj Taylor, jak mi się spało? Bardzo dobrze, a jak tobie? - odpowiedziała sarkastycznie śmiejąc się pod nosem. Śmiej się, śmiej, z czyjegoś nieszczęścia, jeszcze cię nie raz kac dopadnie, też będę się z ciebie śmiać.
- Proszę. - jęknęłam przymykając powieki. Dziewczyna zachichotała cicho i wyłączyła tą cholerną muzykę. Odetchnęłam głęboko, ale ból się nie zmniejszył.
- Wypij. - usłyszałam rozbawiony głos Rosalie. Spojrzałam na nią. W jednej ręce trzymała szklankę z wodą, a w drugiej jakąś tabletkę. Wzięłam je od niej uśmiechając się ponuro.
- Dzięki, misiu. - powiedziałam i lekko się przestraszyłam na dźwięk mojego głosu. Brzmiałam jak zarzynana świnia. Serio. Wypiłam tabletkę i olewając kulturę położyłam głowę na stole przymykając ponownie powieki. Słyszałam tylko ciche nucenie, i szczerze mówiąc był to tak cholernie kojący dźwięk, na prawdę. W końcu ciche nucenie przerodziło się w cichy śpiew. Uwielbiałam kiedy Rosalie śpiewała. Miała taki śliczny głos. Jak mała dziewczynka, jak zapach konwalii na wiosnę. Kurwa, co?! Nieważne, ale na prawdę ślicznie śpiewała. Kiedy podniosłam ponownie głowę to szczerze mówiąc po bólu prawie nie zostało już śladu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wstałam. Podeszłam do Rosalie i przytuliłam ją mocno od tyłu.
- Dziękuję ci za wszystko. Mam u ciebie dług do końca życia. - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek. Zaśmiała się i odwróciła w moją stronę tuląc mnie do siebie jak małe dziecko.
- Nie masz żadnego długu. Jesteś moją siostrą. Moim obowiązkiem jest się o ciebie troszczyć, dzieciątko ty moje. - uśmiechnęła się i pstryknęła mnie w nos. Pokazałam jej język jak małe dziecko i wróciłam na swoje miejsce. Kiedy Rosalie rozstawiała talerze do kuchni wszedł Zayn. Miał na sobie zwykły, biały T-shirt i spodnie od dresu. Na jego głowie panował nieład, ale i tak wyglądał lepiej ode mnie. Uśmiechnął się patrząc na Rose i podszedł do niej całując ją w czoło.
- Witaj kochanie. - powiedział po czym cmokając ją przelotnie w nos usiadł na przeciwko mnie. - Cześć Taylor. - uśmiechnął się po czym spoważniał i spojrzał na mnie zdezorientowany. - Taylor?
- Długa historia. - odpowiedziała Rosalie siadając do stołu.
-x-
Po śniadaniu podziękowałam Rosalie za wszystko i wróciłam do domu, a jej ciuchy jak ona to powiedziała mam zatrzymać na "wieczne nieoddanie". Teraz siedziałam w pokoju i zastanawiałam się co mam zrobić. Czy mam iść do Liama do szpitala, czy mam siedzieć w domu. Zaczynam się bać, bo kocham go, ale Harry... ja wiem, że powiedział kilkanaście słów za dużo, ale to mój pierwszy chłopak i byłam z nim tak długo, że po prostu nie potrafię o nim zapomnieć. Chociaż tak bardzo chcę, nie potrafię zapomnieć o tym cholernym dupku. Zdjęłam ciuchy Rosalie i ubrałam się w coś w czym wyglądam chociaż trochę lepiej. Ciuchy Rose dałam do pralki i załączyłam, bo była już pełna. Zeszłam na dół i posprzątałam tam trochę, bo nie wyglądało to zbyt dobrze, ale trudno, przynajmniej miałam co robić, prawda? Umyłam naczynia, które zalegały w zlewie i zrobiłam zakupy. A teraz stałam przy kuchence gotując obiad. Mam nadzieję, że Niall, Cassie i Kevin wrócą na obiad. Przetarłam ręce i postanowiłam napisać do Cass. Odłożyłam telefon na blat i już miałam wrócić do obiadu, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi i kiedy je otworzyłam zamarłam nie wiedząc co powiedzieć. 
- Jest Niall? - odezwał się po około 5 minutach milczenia. 
- Nie ma, wyszli z Cassie i Kevinem. - odpowiedziałam cicho i spuściłam głowę patrząc na moje stopy odziane jedynie w jasne skarpetki. Usłyszałam westchnięcie Harrego i poczułam, że przybliżył się do mnie. 
- Tak na prawdę przyszedłem do ciebie. - powiedział pewnie podchodząc jeszcze bliżej, tak że prawie stykaliśmy się ciałami. 
- Nie... ja nie chcę. - wyszeptałam chwytając skrawek jego koszulki w dłoń. Momentalnie cały się spiął, poczułam ukłucie w środku i cofnęłam się o krok nie mając śmiałości podnieść a niego wzrok. - Jeżeli przyszedłeś mnie obrażać, proszę cię, wyjdź. - odezwałam się już trochę głośniej. Ponownie podszedł bliżej tym razem tak, że jego ciało było przyciśnięte do mojego. Chwycił w swoją dużą dłoń moją trzęsącą się rękę i położył ją sobie na policzku wtulając się w nią. Drugą dłonią chwycił mój podbródek i pociągnął lekko do góry zmuszając do spojrzenia mu w oczy. Widać było w nich smutek i rozczarowanie, kiedy próbowałam się wykręcić z jego uścisku, jak kiedyś był dużo większy, wyższy i silniejszy ode mnie, tak teraz wyglądał przy mnie jak jakiś wyrośnięty, napakowany facet. I szczerze to bałam się go, na prawdę się bałam, byłam przy nim taka... mała. 
- Przepraszam, Taylor. Na prawdę. - powiedział patrząc mi w oczy. Miał takie smutne oczy, ale jego źrenice były nienaturalnie wielkich rozmiarów... o Boże, gadam głupio, były po prostu rozszerzone. Zdjęłam dłoń z jego policzka i ponownie próbowałam się od niego odsunąć. Coś mi w nim tak cholernie nie pasowało, tylko jeszcze nie byłam pewna co. Chwycił mocno moje nadgarstki w swoje dłonie i przysunął mnie z powrotem do siebie. Byłam tak blisko niego, że czułam jak bije jego serce. Pracowało tak strasznie szybko. Chwycił oba moje nadgarstki w jedną dłoń, a drugą objął mnie w talii. 
- Your heart's against my chest. - zanucił Harry przybliżając swoją twarz do mojej. Nie, nie zbliżaj się, nie chcę zaczynać tego wszystkiego od nowa! - Your lips, pressed to my neck. I'm falling your eyes, - kontynuował, kiedy jego usta prawie ocierały się o moje. - but they don't know me yet. - lekko musnął moje usta swoimi, a ja nie mogłam nawet się ruszyć. Stałam tam sparaliżowana czekając na jego kolejny ruch. - And with a felling I'll forget, I'm in love now. - puścił moje nadgarstki i położył dłoń na moim policzku. Jego kciuk kreślił małe kółka na nim, a ja przymknęłam oczy czując to ciepło rozlewające się po moim ciele. Teraz już nic mnie nie obchodziło. Nie miałam już ochoty się od niego odsuwać. - Kiss me like you wanna be loved... 
Spojrzałam ostatni raz w jego oczy i przycisnęłam moje usta do jego. Kiedy jego usta powolnie ocierały się o moje poczułam przyjemne dreszcze przechodzące przez moje ciało. Brakowało mi Harrego. Brakowało mi mojego Harrego. Przejechał językiem delikatnie po mojej dolnej wardze i odsunął się lekko przykładając swoje czoło do mojego. 
- You wanna be loved. You wanna be loved. This feels like falling in love. Falling in love. - nucił cały czas patrząc mi w oczy. - We're falling in love... - końcówkę wyszeptał a jego ciepły oddech owiał moją twarz. Zamrugałam kilkakrotnie powracając do rzeczywistości. O, cholera. Co ja właśnie zrobiłam! Potrząsnęłam głową wyrywając się z jego uścisku. Nie, nie, nie, nie. Jaka ja jestem głupia. 

"Lately I've been thinking, thinking 'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
I know we won't find a love that's so true."

___________________________________________

* tekst piosenki Ed'a Sheeran'a - Kiss Me. 
Cześć, siema, joł. Co u Was? 
To jest jutrzejszy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Taylor wróciła tak jak chcieliście, pasuje? 
I jest chyba długi, joł c;

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 41 "To była ona."

Kochałam go, był moim przyjacielem. Ale ja nie mam zamiaru bawić się znowu w jakąś miłość. Miłość jeszcze chyba nigdy nie wyszła mi na dobre. Na prawdę. Jestem typem pechowca.

-Rosalie-
Otworzyłam szeroko oczy oddychając szybko, miałam jakąś pieprzoną przyspieszoną akcję serca. Podniosłam się do pozycji siedzącej próbując przyzwyczaić oczy do ciemności. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam tak... no nie wiem, rozkojarzona? Pochyliłam się, by sięgnąć po mój telefon, ale nie było go tam, trafiłam jednak na coś... innego, jakiś przycisk, nacisnęłam i momentalnie pokój zalała lekka smuga światła. Chwila, od kiedy ja mam lampkę na szafce przy łóżku szpitalnym. Rozejrzałam się po pomieszczeniu teraz widząc już trochę więcej, ale... to nie był pokój szpitalny. Co?!
Skądś pamiętałam ten pokój, ale nie mogłam skojarzyć skąd. Nagle coś mi kliknęło, jestem w pokoju moim i Zayna, w naszym... w jego domu w Holmes Chapel. Co?!
Skąd ja się tu wzięłam?! Przekręciłam momentalnie głowę w lewo i zamarłam, Zayn leżał... spał obok jak gdyby nigdy nic pochrapując cichutko, prawie niesłyszalnie. Co?!
Jakim kurwa sposobem ja leżę w łóżku z tym gamoniem?!
Zerwałam się na równe nogi i wtedy się zorientowałam. Spojrzałam w dół i ponownie zamarłam. Gdzie jest kurwa mój brzuch, ja się pytam?! To są jakieś jaja, czy co?!
Muszę znaleźć mój telefon.
Myśl, Rose, myśl. 
Rzuciłam się na podłogę i zaczęłam się rozglądać. Bingo! Telefon leżał po drugiej stronie pokoju na podłodze podłączony do ładowarki. Podbiegłam do niego najciszej jak się dało i prawie urwałam kabel chwytając go gwałtownie do ręki. Nacisnęłam przycisk menu i kiedy wyświetlił się ekran upuściłam telefon. Z hukiem uderzył o panele rozbijając się na kawałki, ale teraz mnie to mało obchodziło. 
Co jest kurwa?!
Data w moim telefonie wskazywała 13 czerwiec 2013. Jest dwadzieścia minut po pierwszej w nocy. Co?! 13 czerwca 2013, 13 czerwca 2013, coś mi mówi ta data. O kurwa. 13 czerwca 2013 roku Taylor... popełniła samobójstwo, o 2 w nocy. O kurwa. 
Nie myśląc zbyt wiele wybiegłam z domu tak jak byłam, w piżamie. Biegłam przed siebie najszybciej jak mogłam. Właściwie to co się właśnie dzieje? Ja... ja niczego nie rozumiem. Wybiegłam na opustoszały parking przed szpitalem i bez namysłu wbiegłam do ciemnego parku. 
Co się do cholery właśnie dzieje?!
Wybiegłam zza szerokiego drzewa i spojrzałam przed siebie. Na otwartej przestrzeni było widać ciemne niebo obsiane gwiazdami i... chudą dziewczynę siedzącą po turecku. Siedziała tyłem do mnie i wyglądała jakby siedziała na horyzoncie, a ona po prostu siedziała na skraju urwiska, jeden ruch i leci w dół. 
To była ona. To była moja Taylor. 
Serce zabiło mi mocniej, wybijało szaleńczy rytm. Nie miałam pojęcia co mam zrobić w tym momencie. Ruszyłam się z miejsca i podeszłam wolnym krokiem do dziewczyny. Ona nawet nie wyczuła mojej obecności. Kiedy byłam już wystarczająco blisko wychyliłam się zza jej ramienia i zobaczyłam butelkę wódki w jej drżącej dłoni. Momentalnie przez moją głowę przeleciało... wspomnienie? 
Zbliżyłem się do Taylor mając zamiar ją pocałować jednak coś mi kazało się zatrzymać. 
- Piłaś coś? - spytałem wciągając ostro powietrze. Zdecydowanie czułem alkohol. 
- No co ty. Na prawdę. Ja nie piję. - odpowiedziała patrząc mi głęboko w oczy, a nawet zbyt głęboko. Czułem jak dreszcze przeszywają całe moje ciało. 
Potrząsnęłam głową jakby chcąc z niej to wszystko wyrzucić, co... co to było, wspomnienie? sen? tak jakby... nie to niemożliwe. Jestem tak okropnie zdezorientowana. 
- Taylor. - szepnęłam. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Miałam przed sobą moją przyjaciółkę... z powrotem. Ale... to wszystko? Co to miało być? Czy to jest sen? Czy tamto było snem? 
Kiedy dziewczyna odwróciła się do mnie. Ona... to była ona... moja mała Adams... moja mała dziewczynka. Cała zapłakana. Nie mogłam się napatrzeć na jej śliczną twarz. Tak bardzo za nią tęskniłam. I w tym momencie nie liczyło się dla mnie czy to sen czy nie. Liczyło się tylko, że Tay żyje i jest ze mną. Obok. Że mogę ją przytulić. 
- Rose, skarbie... co ty tu robisz? - wybełkotała przecierając oczy. Była pijana. Była tak okropnie pijana. - Rosalie, misiu. Ja nie chcę umierać. Ja chcę być z tobą. Chcę być szczęśliwa. - wyszlochała przytulając się do mnie mocno. Usiadłam delikatnie odciągając ją od krawędzi i przyciągając do siebie. Jej dotyk... był tak prawdziwy. I wtedy do mnie dotarło. Ona wcale nie chciała umierać. Nie popełniła samobójstwa. Była po prostu pijana i spadła. 
To był jakiś znak?!
Tylko teraz już sama nie wiem co jest snem, a co jawą. 
Gubię się w rzeczywistości. 
- Cii, już spokojnie. Jestem tutaj, kochanie. Jestem i zawsze będę. 
Taylor przytuliła głowę do mojego ramienia i szlochała cicho, a ja gładziłam ją po plecach. Moje małe, bezbronne dziecko było w rozsypce, a ja musiałam jej pomóc. Musiałam ją uratować. Co miałam innego zrobić. Ona sobie sama nie radziła, nikt nie potrafił jej pomóc, bo nikt nawet nie próbował. A ja to zrobię. Bo wiem, że bez niej sobie nie poradzę. Bez niej to nie byłoby to samo.

"I know you've been hurt by someone else
I can tell by the way you carry yourself
If you let me, here's what I'll do 
I'll take care of you
I've loved and I've lost."

_____________________________________________

Cześć, czołem i kluski z rosołem. Co?!
Dobra, nieważne, wiem, że obiecałam w poniedziałki i piątki, ale weekend miałam cały zawalony i nie było szans nawet dostać się do laptopa, więc jest dziś, a co do jutra, to nie wiem czy będzie coś jutro, więc na razie nic nie obiecuję. 
No, a co do rozdziału, to chcieliście Taylor, to macie Taylor, pasuje? Mam nadzieję, że tak, bo kurde nie mam pojęcia co dalej pisać, brak pomysłów, brak weny. Ale cóż takie życie. Aaa, no i przede wszystkim sorry, bo kompletnie nie łapię się tu już w datach i tak dalej. Nie rozpisuję się więcej bo i tak pewnie nik tego nie przeczyta, yo, niggas. 
YOLO. 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 40 "Sytuacja była poważna."

Podniosłam się powoli z kanapy i podreptałam do kuchni. Wzięłam butelkę wody i udałam się na górę. Uchyliłam drzwi od jednego z pokoi i zajrzałam do środka. Harry spał zwinięty w kłębek pochrapując cicho. Podeszłam do łóżka i przykryłam go kołdrą. Wyglądał tak słodko kiedy spał. Był taki... niewinny. Wyszłam z pokoju starając się nie trzaskać drzwiami i poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. To znaczy... no szybki, bo szybki, ale ktoś inny by powiedział, że o Boże, ile ona się kąpie. Od kiedy jestem w ciąży wszystko robię kilka razy wolniej. A tym bardziej, że teraz to już 8 miesiąc.
"Jeszcze trochę i się zobaczymy, kochanie." 
Wyszłam z łazienki, uprzednio ubierając moją pidżamkę i położyłam się na łóżku przykrywając się kołdrą po same oczy.
"Podobno spokojne życie to nudne życie, więc popsujmy wszystko żeby nam się nie nudziło."
-x-
Siedzieliśmy z Harrym w ciszy przeżywając nasze kanapki, kiedy do domu wpadła z hukiem jakaś niezidentyfikowana osoba. 
Pewnie UFO. 
- Ale z niego cipa. - warknął zdenerwowany... Justin? Aa, no tak. Miał wpaść dziś rano. I zrobił to. W dosłownym tych słów znaczeniu. Niemal wbiegł do kuchni i zaczął nawijać jak najęty. - Słyszałaścotendziwkarzzrobił?!
- Spokojnie. Najpierw oddychaj, a potem mów. I jakbyś mógł tak trochę wolniej. - zaśmiałam się na co on zmroził mnie wzrokiem. 
Sytuacja była poważna. 
- Słyszałaś co ta pizda zrobiła?! Nawet nie wiem jak to określić. No kurwa. - powiedział trochę spokojniej wyrzucając ręce w powietrze. 
- Jaka pizda? O kim ty mówisz? W ogóle cię nie rozumiem. 
- Malik. - mruknął, jakby brzydził się tego nazwiska. 
- Trochę więcej szczegółów? - spojrzałam na niego jakby urwał się z choinki. 
- Ta cipa Malik wziął się za karierę solową, ale to nic. Kiedy spytali go o ciebie w wywiadzie do BBC Radio powiedział, że puściłaś się na jakiejś imprezie i zaszłaś w ciąże, a później chciałaś wmówić mu, że to jego dziecko. Później dodał, że ja cały czas cię utrzymuje, że planujemy ślub i że będę utrzymywał także twoje dziecko, i co? Co kurwa?! Nazwał cię zdzirą i niewdzięczną dziwką. On, kurwa, ten święty i najcudowniejszy na świecie człowiek. - zrobił chwilową przerwę, po czym odezwał się znów. - Chce wojny?! Będzie miał wojnę. Ale ostrzegam, że ze mną nie wygra. Chce grać w jego grę?! Tak kurwa zrobimy, ale na moich zasadach. Jutro w wywiadzie powiem wszystko. O tym jak cię bił, jak zrobił ci dziecko, a potem cię zostawił z niczym. Samą. I zrobię to, czego on chciał. Powiem, że jesteśmy razem, bierzemy ślub i że będę wychowywał jego dziecko jak własne. 
Słowa docierają w niezrozumiały sposób. Tracą na wartości. Tracą sens i przesłanie. Pozostają tylko pustymi, nic nie znaczącymi słowami.
Justin odwrócił się i w złości uderzył pięścią w ścianę, po całym domu rozległ się głuchy huk. Zacisnęłam powieki, kiedy kilka razy powtórzył czynność. Szczerze? Tak, bałam się go kiedy był taki... roztrzęsiony, nawet nie wiem dlaczego on się tak zdenerwował... no tak, musi chronić swoją karierę, dbać o nią, ale to ja z naszej dwójki chyba powinnam być bardziej zła.. chociaż... 
Ja jak na razie nie mogłam uwierzyć w to co powiedział do mnie Justin. No nie mogłam. 
Nie. Ja po prostu nie chciałam w to wierzyć. 
- Cześć Harry. - odezwał się nagle Justin, potrząsnął głową, zastanowił się, po czym spojrzał w stronę Stylesa. - Harry? 
Witaj, geniuszu. Odkryłeś Amerykę. 
Podniosłam się z krzesła, mając zamiar pozmywać naczynia, ale nagle wszystko zaczęło wirować, obraz zaczął się rozmazywać. Usiadłam z powrotem kładąc głowę na blacie. 
- Rosalie, co się dzieje? - usłyszałam jakiś cichy głos, ale byłam już gdzieś indziej. 
-x-
Powoli uchyliłam prawą powiekę, próbując przyzwyczaić wzrok do ostrego światła. Chwila, od kiedy ja mam zielone ściany w kuchni?! Otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, co było moim błędem, bo od razu świat zawirował. Poczułam czyjeś dłonie obejmujące moje ramiona i popychające mnie lekko w tył. Zacisnęłam na chwilę powieki, po czym powoli otworzyłam mrugając szybko. 
- Gdzie ja jestem? - spytałam... tak właściwie to nie wiem kto tu był. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, to, że chyba jestem w szpitalu. 
Dzięki, chłopaki. 
Tak, to był sarkazm. 
- Jesteś w szpitalu, Rose. Straciłaś przytomność. - odpowiedział mi znajomy głos, przeniosłam wzrok na osobę siedzącą obok i zobaczyłam Justina. 
Odwróciłam wzrok i długi czas wpatrywałam się w sufit, w pewnym sensie było mi głupio, narobiłam im kłopotu. 
- Przepraszam. - szepnęłam. 
- Za co? - spytał Justin przysuwając swoją dłoń do mojej i splatając nasze palce.
- Za wszystko. 
- To chyba ja powinienem przeprosić. To ja cię zestresowałem. To moja wina. - powiedział przysuwając się bliżej mnie. Spojrzałam na niego i zanim mogłam coś powiedzieć jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od mojej. - Nie próbuj zaprzeczać. 
W momencie kiedy jego wargi lekko otarły się o moje poczułam mocne kopnięcie w brzuchu. Zachichotałam cicho, po czym chwyciłam jego dłoń i położyłam na moim brzuchu. Objęłam dłońmi jego policzki i przyciągnęłam go lekko do siebie złączając nasze usta. Co chwilę czułam szczęśliwe, energiczne, nawet nie wiem jak to nazwać.. kopnięcia dzidziusia. Justin uśmiechnął się przez pocałunek, dłonią spoczywającą na moim brzuchu zaczął tam kreślić jakieś niezrozumiałe wzory. W końcu kiedy oderwał się ode mnie, spojrzał na mój brzuch i uśmiechnął się pod nosem. 
- Lea to ładne imię. - powiedział i podciągając moją koszulkę do góry pocałował miejsce obok pępka. 
- Lea Anne. Tak, podoba mi się. - pokazałam mu język jak mała dziewczynka i poczochrałam mu te jego idealnie ułożone włosy. 
- Moja mama ma na imię Anne, na pewno się ucieszy. - odezwał się Harry stojący w progu. Wyglądał jak dziecko. Te dołeczki w policzkach, niewinna mina. 
Uśmiechnęłam się i lekko zmieszana zaczęłam bawić się jakąś nitką od kołdry. 
- Witam pannę Carter! - zawołał lekarz wchodząc do sali, w której byłam. 
- Dzień Dobry. - odpowiedziałam cicho. 
- Stresujesz się? - spytał uśmiechając się do mnie. 
- No nie wiem... a mam czym się stresować? 
- Raczej nie. Termin porodu wypada na wrzesień, dokładnie 17, więc nie masz się na razie czym przejmować. Masz jeszcze prawie miesiąc. No chyba, że będzie chciał..a? zobaczyć mamę nieco wcześniej. - oznajmił z uśmiechem, po czym skierował się do wyjścia. - A! No i jak wszystko będzie okej to jutro możesz wracać do domu! - krzyknął odchodząc. 
- Miły gościu. - skwitował Harry. Spojrzałam na niego rozbawiona. - No co? Inny to by cię ofuczał i naburczał na ciebie, że pewnie o siebie nie dbasz. - dopowiedział na końcu próbując naśladować głos... kogoś...? 
- Okeej. - zaśmiał się Justin. 
- CIACIA! - krzyknął Kevin wbiegając do sali chwiejnym kroczkiem, a za nim weszła Cassie z Niallem, nie żeby coś czy coś, ale co to kurwa jakieś nowe święto, odwiedź Rosalie dzisiaj jest, czy jak?!

                                   ________________________________________________

Cześć, wiem, że miał być mega długi i tak dalej, ale aż taki krótki chyba nie jest, prawda? Następy planuję na piątek i tak będę chyba dodawać, poniedziałek i piątek, pasuje?
Kocham Was ♥

niedziela, 18 sierpnia 2013

Joł.

Cześć i czołem, chciałam Wam oznajmić, że kolejny rozdział niebawem, czyli jutro albo we wtorek. Przewiduję komplikację wszystkiego i nie radzę sobie z pisaniem tego sama. Ale jakoś się postaram. Trzymajcie się ciepło.

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 39 "Hazz?"

Wyprowadziłam się od Zayna dzień po tym kiedy powiedziałam mu o dziecku. Nie wrócił na noc do domu, a rano dostałam sms'a, że mam 24 godziny na opuszczenie jego domu. Więc tak też zrobiłam. Przez kilka dni mieszkałam u Cassie i Nialla, dopóki nie znalazłam własnego mieszkania, miałam trochę odłożonych pieniędzy, co wystarczyło na kupno domku. Znalazłam pracę w niewielkiej kawiarni, ale jednak. Jak na razie moim planem było skończenie studiów i znalezienie przyzwoitej posady, czego nie ułatwiała mi ciąża.
Nadal utrzymywałam kontakty z Justinem. Wiele mi pomógł, ale nie chciałam jego pieniędzy. Co prawda jego kariera "kwitła", lecz jego życie towarzyskie legło w gruzach tak jak moje. Od Zayna dowiedziałam się tyle, że jego uczucia do mnie wygasły, kiedy zdradziłam go z Louisem, ale przez moją chorobę był zaślepiony. A ja byłam tak głupia, że zmarnowałam tyle czasu z kimś kto wcale mnie nie kochał. I oh, no tak, przecież miałam z nim dziecko. Taylor wróć.
Stałam nad grobem mojej przyjaciółki zastanawiając się co ona by zrobiła na moim miejscu. W końcu ona zawsze wiedziała co powiedzieć, zrobić. I wtedy zrozumiałam czego oczekuję od życia.
Zaledwie 5 miesięcy później ukończyłam studia zdając wszystkie egzaminy, które inni zaliczali przez 4 lata nauki, a ja? Dokonałam niemożliwego. Jeszcze przed narodzinami dziecka skończyłam moją edukację. Teraz postanowiłam otworzyć wytwórnię płytową T.R. '99. Tak, to inicjały moje i Taylor, a '99 to rok, w którym się poznałyśmy. Może pomyślicie, że jestem jakąś wariatką, ale to wszystko co się dzieje w moim życiu zawdzięczam pannie Adams. I wiecie co? Ja niczego nie żałuję.
Podniosłam się z uśmiechem z łóżka starając się jak najlepiej rozpocząć dzień. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, więc wstałam ostrożnie z łóżka i zeszłam na dół nie zamartwiając się tym,  że jestem w samej piżamce. Otworzyłam entuzjastycznie drzwi oczekując widoku roześmianej twarzy Justina, lecz zobaczyłam kogoś, kogo w ogóle nie spodziewałam się tutaj zobaczyć.
- Hazz? Co ty tutaj robisz? - spytałam obejmując się ramionami kiedy poczułam chłodny powiew wiatru na swojej rozgrzanej skórze.
- Mogę wejść? - wyszeptał drżącą dłonią przeczesując splątane włosy.
Odsunęłam się na bok robiąc mu miejsce, a kiedy wszedł zamknęłam szczelnie drzwi, po czym spojrzałam na Harrego. Wyglądał bardzo źle, fioletowe, spierzchnięte usta, napuchnięte, przekrwione oczy, roztrzęsione ciało, nieład na głowie, poobgryzane paznokcie niemal do krwi.
- Harry, jak mnie znalazłeś?
- Niall. - mruknął krótko. - Czy mógłbym cię o coś prosić?
Skinęłam głową chwytając jego dłoń w moją. Niemal czułam jego ból. Wzdrygnęłam się starając się nie myśleć jak chłopak musi cierpieć.
- Czy mógłbym u ciebie zamieszkać? - odezwał się nieśmiało.
- Oczywiście. - odpowiedziałam niemal bez zastanowienia.
- Na prawdę?
Pokiwałam głową lekko się uśmiechając. Harry zlustrował mnie od góry do dołu zatrzymując wzrok na moim brzuchu.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział wyciągając rękę w moją stronę, ale w połowie drogi ją cofnął.
-x-
Siedziałam na kanapie przełączając kanały. Zbliżał się już wieczór, Harry spał od kilku godzin. Tak strasznie szkoda mi go było. Wyglądał jakby cały czas się zamartwiał. I to go zabijało. Nie potrafił zapomnieć, a wspomnienia mu w tym nie pomagały. Do tego z tego co zauważyłam zżerały go wyrzuty sumienia. Nawet nie zdążył się pożegnać. Z resztą jak my wszyscy. Nie zdążył przeprosić. 
Starłam łzę spływającą po moim policzku. Życie jest okrutne. Wznosimy się na szczyt tylko po to żeby wylądować na dnie. Moje życie także drastycznie się zmieniło. To wszystko co przeżyłam w ciągu ostatnich dwóch lat było zarazem cudowne jak i okropne. To za szybko. Na cokolwiek. Nie, ja nie mogę się załamać. Nie teraz. Nie dziś. Nie mogę. Jestem silna. Dla siebie. Dla dziecka. Dla szczęścia. Którego nie mam, a o które tak bardzo się staram. 
I choćbyś jak dobrze potrafił udawać, ból i tak nie odejdzie. Zawsze będzie z tobą. Tam w środku.
Usłyszałam cichą melodię "Let Her Go", więc wyciągnęłam rękę po telefon leżący na stoliku obok książki, którą niedawno zaczęłam czytać. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni, ale po pierwszym słowie od razu wiedziałam kim jest mój rozmówca. 
- Rosalie, jutro rano wpadnę do ciebie. - powiedział Justin, po czym się rozłączył. Jak ja kocham nasze pogawędki telefoniczne, Wyczuwacie ten sarkazm? Tak, ja też. 

                                _____________________________________________

Witajcie, tym razem wymyśliłam coś szybciej, tak wiem, wiem, wszystko komplikuję w każdym rozdziale coraz bardziej, i teraz już sama się nie mogę w tym połapać, ale trudno, przecież nie zamienię tego teraz w jeden wielki sen i będzie bum! Taylor wróciła, Zayn jest romantyczny, a Harry nadal jest dupkiem. Prawda? Kocham Was mocno i dziękuję za tyle wejść i komentarzy. A no i następny rozdział będzie duuuużo dłuższy. Obiecuję. 
Big love ♥

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 38 "Nic się nie zmieni."

Rano wstałam równo z budzikiem, przetarłam zaspane oczy i pierwsze o czym pomyślałam, to to, że muszę coś zrobić wreszcie ze swoim życiem, tak studiuję, i całkiem dobrze mi idzie, ale chciałabym poza wykształceniem robić coś co chcę, a nie coś do czego będę zmuszona. Na przykład taniec. Ale wiem, że to będzie trudne, bo Taylor... ona.. my.. razem... kiedyś... ehh.
Przeszłam się po pokoju, wzięłam ciuchy z garderoby i poszłam do łazienki. Umyłam się i tak dalej, po czym ubrałam i poszłam do kuchni coś zjeść. Siedziałam i piłam kawę kiedy ktoś wszedł do kuchni, od początku wiedziałam, że to nie Zayn, czułam to. Odwróciłam głowę i zobaczyłam zaspaną twarz Justina kilka centymetrów od mojej własnej.
- Co ty tu robisz? - spytałam patrząc mu w oczy.
- Jestem sobie. - odpowiedział uśmiechając się szeroko, widząc ten uśmiech schyliłam głowę i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Chcesz śniadanie? - odezwałam się wstając i podchodząc do lodówki.
- Nie, dzięki. Muszę już iść. Wiesz, praca. - mrugnął do mnie po czym zniknął za drzwiami.

-Kilka dni później-
Podniosłam się z fotela, na którym siedziałam, obeszłam pokój kilka razy, po czym ponownie usiadłam na fotelu sprawdzając zegarek. 7:36. Justin ma tu być za 4 minuty. Od jakiegoś czasu jest moim przyjacielem. I mogę na niego liczyć, kiedy Zayna jak zwykle nie ma. Założyłam nogę na nogę i nerwowo stukałam obcasem o podłogę. Boże, czym ja się tak stresuję. Chociaż, może powinnam... to moja pierwsza wizyta u lekarza od kiedy obudziłam się ze śpiączki. Wizyta kontrolna. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. 
Moje myśli przerwał dzwonek do drzwi, tak się zamyśliłam, że w końcu przegapiłam moment, w którym Justin przyjechał. 
-x-
Siedziałam na białym krześle czekając na wyniki badań, przez które przeszłam w ciągu ostatniej godziny. Bawiłam się palcami nerwowo stukając obcasem o posadzkę. Jezu, jak ja nienawidziłam czekać, na cokolwiek, zawsze się tak okropnie stresowałam. Uhhh, gdzie ten lekarz. 
W końcu drzwi się otworzyły i doktor Williams wszedł do pomieszczenia. 
- Panno Carter. Mam dobre wieści. - powiedział siadając za biurkiem i rozkładając kilka kartek na blacie. Chwilę się im przyglądał, po czym spojrzał na mnie. - Najpierw zacznę od dobrych wieści, później przejdę do tych jeszcze lepszych. - zrobił przerwę, a ja zmrużyłam oczy zdziwiona. - A więc wszystkie wyniki wyszły dobrze. Nie ma żadnych nawrotów. - oznajmił, na co uśmiechnęłam się z ulgą. - Panno Carter. To nie wszystko. Na badaniu USG zauważyliśmy mały... no w pewnym sensie duży szczegół. Postanowiliśmy się temu bardziej przyjrzeć i wtedy pokazała się praca serca. Jest pani w 3 miesiącu ciąży. - powiedział z uśmiechem posuwając mi pod nos zdjęcia USG. 
Potrząsnęłam głową nie dowierzając. Przecież to niemożliwe. Nie żebym się nie cieszyła czy coś, ale to chyba nie najlepszy moment w moim życiu. W naszym życiu. Pochyliłam się, aby spojrzeć na zdjęcie i pierwsze co zauważyłam to zarys główki. Malutkiej główki. Był... była taki śliczny. Chwyciłam siędesperacko za brzuch i wtedy przez głowę przemknęły mi słowa Taylor.
"Ślicznie wyglądasz. Pasuje ci ta ciąża."
 Jak ja mogłam tego nie zauważyć. Być tak głupia. Ona wiedziała. Otrząsnęłam się i uśmiechnęłam do lekarza chowając zdjęcia do torebki. 
- Zajrzyj do mnie za dwa tygodnie. - odezwał się uśmiechnięty doktor. - Trzymajcie się. 
- Do zobaczenia. 
Wyszłam z gabinetu wzrokiem szukając Justina. Kiedy wreszcie go znalazłam podbiegłam do niego i przytuliłam mocno. 
- Rose, co się stało? - spytał odsuwając mnie lekko od siebie i gładząc moje ramię. 
- Jestem w ciąży, Justin. 
Chłopak potrząsnął głową uśmiechając się szeroko. 
- Na prawdę?
Pokiwałam głową ocierając pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku. Jestem w ciąży. Będę mamą. 
-x-
Siedzieliśmy z Justinem w salonie dyskutując zawzięcie na jakiś całkowicie bezsensowny temat. Ale cieszyło mnie to, że mogłam porozmawiać z kimś o wszystkim, nawet o niczym. 
- Cześć. - zawołał Zayn z przedpokoju. Justin spojrzał na mnie znacząco, a ja przełknęłam ślinę zaczynając się denerwować. Może dziecko, może coś się zmieni w zachowaniu Zayna. Może wróci do mnie mój chłopak, a nie jakiś obcy mężczyzna, z którym muszę dzielić łóżko. 
Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło, po czym przywitał się z Justinem jakąś skompikowaną kombinacją gestów, czy jak to tam inaczej można nazwać. 
- Jak badania? - spytał patrząc mi w oczy. 
- Wręcz idealnie. - powiedziałam z uśmiechem. 
- Jest obiad? 
- Za pół godziny. 
Zayn skinął głową i ruszył w stronę schodów. 
- Zayn, poczekaj. Musimy porozmawiać. - odezwałam się ręką przeczesując splątane włosy.
- To ja już będę szedł. Trzymajcie się. 
- Ej, Bieber. - zatrzymał go Malik. - Wpadnij wieczorem na piwo, z twoją dziewczyną. 
Justin tylko przytaknął i opuścił dom. 
- Zayn, usiądź. - powiedziałam wskazując miejsce obok siebie. Chłopak posłusznie usiadł i patrzył na mnie oczekująco. Chwyciłam moją torebkę i znajdując zdjęcia USG podałam mu je. 
- Jestem w 3 miesiącu ciąży. 
Zayn chwilę patrzył na zdjęcia, po czym spojrzał na mnie. 
- To moje dziecko? - spytał poważnie. Otworzyłam oczy ze zdziwienia. 
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? - odpowiedziałam powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Jak mógł w ogóle pomyśleć, że go zdradzam. Przez jakiś czas siedzieliśmy patrząc sobie w oczy, po czym Zayn chwycił zdjęcia w rękę i wyszedł z domu bez słowa. 
Podciągnęłam kolana do siebie i schowałam twarz w dłoniach zanosząc się płaczem. Jednak się myliłam. Nic się nie zmieni. Będzie tak dalej cały czas, a ja z nim zostanę i będę na ślepo i bezsensownie oczekiwać dnia w którym wszystko się zmieni. A się nie zmieni. 
"Czy naprawdę wszystko jest przypadkiem losowym?
Nie sądzę. Sposoby, by odnaleźć prawdę, są w Tobie
Jak linie papilarne, unikalna każda z sekund"
_______________________________________________________ 
Cześć, wiem, ze długo niczego nie dodawałam, ale uwierzcie mi, że ja sama nie mogłam się doczekać, aż ten rozdział w końcu do mnie przyjdzie.
Big love ♥

czwartek, 20 czerwca 2013

Przepraszam.

Chciałam Wam wszystkim bardzo podziękować za wytrwałość, za to, że tu jesteście, wchodzicie, pomimo, że ja nic nie dodaje. Ostatnio miałam dużo problemów, świat zawala mi się na głowę, szkoła, życie, ale obiecuję, że pomimo wszystko kolejny rozdział pojawi się na dniach. A co do innych moich blogów także chciałabym przeprosić za zwłokę w dodawaniu rozdziałów. Obiecuję jakoś się poprawić.
Boże, ja ciągle przepraszam... który to już raz.. ;x

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 37 "Jesteś moja."

Od autorki: TEN ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY PRZEZNACZONE DLA OSÓB, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 ROK ŻYCIA. WIEM, ŻE I TAK NIKT MNIE NIE POSŁUCHA I WSZYSCY PRZECZYTAJĄ, WIĘC NIE PRZEMĘCZAM SIĘ ZBYTNIO ^^ 
Sceny +18 nie pisałam ja, tylko moja cudowna , której konto na twitterze aktualnie jest zawieszone z nieznanych mi powodów.
Fucking Enjoy ;3

_____________________________________________

Kiedy rano wróciłam do domu Zayn jeszcze spał, zamknęłam się w łazience i starałam się jakoś... ogarnąć? chyba można to tak nazwać, wyglądałam okropnie, cały prawy policzek fioletowy, oko zapuchnięte, zaschnięta krew nad prawą wargą i ta okropna malinka w lewym kąciku ust, jeszcze nigdy w życiu nie wyglądałam tak źle jak dziś. Oparłam się zziębłymi dłońmi o umywalkę i próbowałam opanować moje drżące ciało. Czułam się okropnie. Lekko otarłam łzy spływające po mojej twarzy, musiało się wszystko zepsuć, musiało. Odchyliłam się lekko do tyłu i spojrzałam jeszcze raz w lustro, byłam tak zdołowana, że nie zależało mi na niczym, nawet nie miałam zamiaru ukrywać moich ran pod tonami makijażu. Tak, to prawda, nie chciałam stracić Zayna, nie teraz. Był dla mnie kimś więcej niż miłością życia. Był moim ostatnim prawdziwym przyjacielem i bolało mnie to co robił, tak cholernie mnie to bolało, to tak jakby ktoś wbił mi coś w serce i za każdym razem kiedy widziałam Zayna przekręcał wywołując nieopanowany ból. Po raz kolejny otarłam łzy i wyszłam z łazienki, zeszłam do salonu i położyłam się na kanapie przykrywając kocem pod same oczy. Leżałam tak długo nucąc pod nosem "Be alright", żeby chociaż troszkę się uspokoić. Ale to nie pomagało. Było jeszcze gorzej.
Koło południa wreszcie udało mi się zasnąć. Nie śniło mi się nic, dosłownie nic. Pustka, ciemność. Otworzyłam gwałtownie powieki i szybko przymknęłam. Światło raziło moje przemęczone oczy przeokropnie. Zaciągnęłam się powietrzem i poczułam zapach perfum Zayna pomieszanych z zapachem papierosów i... alkoholu. Wzdrygnęłam się na samą myśl co mogę zobaczyć po otworzeniu oczu.
- Śpisz? - usłyszałam miękki, lekko zachrypnięty głos. Uchyliłam prawą powiekę, a następnie lewą i zobaczyłam jakieś tandetne teledyski na ekranie telewizora na drugim końcu pokoju, trochę bliżej na ławie leżała miska chipsów i kilka butelek po piwie. Przekręciłam lekko głowę i zobaczyłam te cudowne, brązowe oczy, w których kiedyś się zakochałam.
- Witamy księżniczkę. - tym razem to nie był głos Zayna. Podniosłam się na łokciach i zobaczyłam Justina Biebiera siedzącego na fotelu. Koc, który zasłaniał moją twarz opadł na podłogę. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i zasłoniłam twarz dłońmi. Teraz zorientowałam się, że spałam na kolanach Zayna.
- Rosalie? Co ci się stało?! - spytał Justin. W jego głosie wyraźnie wyczuć można było że jest poddenerwowany. Malik patrzył na mnie przeszywając mnie wzrokiem. Wzdrygnęłam się widząc w jego oczach to samo co zobaczyłam poprzedniego wieczora.
-x-
Zayn szedł w moją stronę coraz szybciej, schowałam się w rogu pokoju podkulając nogi do klatki piersiowej. Bałam się go. Mojego chłopaka. Zamknął za sobą drzwi na klucz i podszedł do mnie podnosząc do góry i przyciskając do ściany. 
- Jesteś moja. - powiedział władczo. - Dzisiaj to zrozumiesz. 
- Zayn, proszę nie. Odejdź. Zostaw mnie. - wyjąkałam przykładając płasko dłonie do jego klatki piersiowej i próbując go odepchnąć. 
- Nie będziesz mi kurwa mówić co mam robić. Rozumiesz? - warknął patrząc mi prosto w oczy. Zapach alkoholu, który emanował od Zayna mdlił mnie. Odsunęłam się od niego na tyle na ile byłam w stanie zważając na ścianę, która była za mną. Chłopak przyciągnął mnie z całej siły do siebie i przycisnął swoje usta do moich nie patrząc na to czy zrobi mi krzywdę czy nie.
- Zayn przestań! Puść mnie! Odejdź! Zayn! Odsuń się ode mnie! - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam. Chłopak postawił mnie na ziemi, cofnął się o krok do tyłu i stał długo patrząc mi prosto w oczy. Wyglądał jakby próbował znaleźć właściwe wyjście z tej sytuacji. Ponownie podszedł bliżej, objął mnie w talii i przejechał językiem od obojczyka po płatek ucha.
- Przepraszam, że cię wystraszyłem. - wyszeptał mi subtelnie do ucha. W tamtym momencie nie miałam ochoty patrzeć na niego, a tym bardziej słuchać tego co ma mi do powiedzenia, jednak spojrzałam w jego oczy i to był mój ogromny błąd. Wplotłam palce w jego włosy i przysunęłam go do siebie. Stanęłam na palcach i pociągnęłam jego głowę w dół.
- Jesteś dupkiem Zayn. - wyszeptałam i pocałowałam go. Tak okropnie brakowało mi jego dotyku, nie panowałam nad sobą. Nie wiedziałam w tamtym momencie co robiłam. Byłam zła na siebie, ale nie potrafiłam przestać.
Nasz pierwszy, normalny pocałunek od dłuższego czasu trwał dość długo. Kiedy go przerywaliśmy, by zaczerpnąć powietrza, każdy kolejny stawał się bardziej namiętny, pełny pożądania. Zayn oplótł swoje ręce wokół mojej tali, po czym zjechał nimi na pośladki. Poczułam jak delikatnie je uciska, podnosząc mnie do góry. Oplotłam go nogami w pasie, po czym położył mnie na łóżku.
- Brakowało mi ciebie Zayn. - szepnełam mu do ust.
- Wiem kochanie, jestem przy tobie. Przepraszam za wszystko. - delikatnie musnął moje wargi, a następnie przeniósł swoje idealne usta na moją szyję. Odchyliłam głowę dając mu większy dostęp. Przygryzał i ssał moją skórę jednocześnie sprawiając mi tym ogromną przyjemność. Chcąc czy nie, pomógł mi zdjąć koszulkę, robiąc to samo ze swoją. Teraz miałam bezproblemowy wgląd jego torsu, to było coś wspaniałego, wartego uwagi. Chłopak składał pocałunki na szyi, przechodząc na dekolt. Jego dłonie powędrowały pod moje plecy, uniosłam się, by ułatwić mu zadanie. Jednym ruchem rozpiął mój stanik, wyrzucając go gdzieś za siebie. Zachłannie ssał moją prawą pierś, a drugą starał się zadowolić dłonią, delikatnie ugniatając i masując ją. Po chwili jednak usta ''zamieniły'' się z dłonią. Ja cały czas trzymałam swoje ręce na głowie Zayna, bawiąc się jego włosami i delikatnie ciągnąc je za końce. Mój oddech stawał się coraz cięższy, skłamałabym mówiąc, że mi się nie podobało. Mój chłopak był zdecydowanie najlepszy w tym, co teraz ze mną robił, kochałam go takiego..czułego, delikatnego. Z rozmyśleń wyrwało mnie szarpnięcie za guzik od spodni. Popatrzyłam na ukochanego, po czym ten spojrzał w moje oczy, tak jakby pytając mnie o pozwolenie. Skinęłam głową uśmiechając się.
- Nie pożałujesz, obiecuję. - na co ja się tylko zaśmiałam. Chłopak zdjął mi spodnie razem z majtkami. Byłam już całkiem naga, kiedy on wrócił znów do moich warg. Nawet nie zorientowałam się kiedy pozbył się swoich spodni, z resztą to bez znaczenia. Tak czy inaczej musnął moje wargi, a po chwili przejechał swoim językiem po moich zębach prosząc o dostęp. Nie pozwoliłam mu na to, zęby miałam cały czas zaciśnięte, a oczy przymrużone. Poczułam na swojej kobiecości jego dłoń, pod wpływem czego jęknęłam mu w usta. Ten wykorzystując sytuacje dostał się swoim językiem do wnętrza moich ust, gdzie nasze języki niewinnie ocierały się o siebie. Poczułam jak powoli zataczał duże, stanowcze koła na mojej łechtaczce. Po chwili oderwał się ode mnie i znów wrócił do mojego miejsca intymnego. Bez ostrzeżenia włożył we mnie jeden palec sprawiając, że bez warunkowo wygięłam się w łuk. Tę czynność kontynuował dokładając kolejne dwa palce.
- Zayn.. - jęknęłam.
- Wiem skarbie, wiem. - na koniec tylko zlizał ze mnie wszystkie soki, jednocześnie delektując się moim smakiem. - Jesteś taka piękna - szepną już do mojego ucha. Na co ja nawet nie zareagowałam, ponieważ jeszcze nie otrząsnęłam się z fali przyjemności, która dosłownie minutę temu przebiegała po moim ciele. Malik pocałował mnie w czoło, po czym delikatnie we mnie wszedł. Jego ruchy z powolnych stawały się coraz szybsze, a potem na odwrót. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa. Muszę przyznać, że przeprosiny mu wyszły. Kiedy oboje doszliśmy, Zayn otulił moje nagie ciało swoimi ramionami, w których czułam się bezpieczna i kochana.
- Nie myśl, że każda nasza kłótnia będzie się tak kończyła, Zayn.
- Nie marudź kochanie, było Ci dobrze. - oboje się zaśmialiśmy.
Przekręciłam się na bok, plecami do Zayna, i leżałam zastanawiając się dlaczego byłam taka głupia i tak szybko mu uległam. Byłam po prostu naiwna, ale rozumiałam to, byłam w nim zakochana, i mogłam mu w tym momencie wybaczyć wszystko. Poza zdradą. Przeturlałam się na drugi bok i spojrzałam na idealne rysy twarzy mojego chłopaka. Kochałam go za to jaki był, nie za to jak wyglądał czy jaki był sławny. Kochałam jego charakter, kochałam każdy jego ruch, każdy centymetr jego ciała i każde słowo które wypowiadał. Nigdy nie myślałam, że mogę być w kimś tak strasznie zakochana. A jednak, przyszedł taki Zayn i namieszał mi w głowie. Uśmiechnęłam się do siebie kiedy przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie, to dzięki niej  mam kogoś komu mogę bezgranicznie ufać, kogo mogę kochać w każdej sekundzie mojego życia.
Przez moją głowę przemknęło wspomnienie tego dnia...
"Wzięłyśmy nasze zakupy i przy okazji jak to my, wyjebałyśmy się w progu, od razu przed moją głową Taylor stał piękny Mulat o cudownych oczach. 
- Ej Malik! Mamy coś dla ciebie. - Taylor rzuciła w niego paczką durexów. 
- Dziękuję! Właśnie mi się skończyły! - zachwycił się. 
- Oj, wiedziałyśmy że ci się spodoba! - odezwałam się. 
- A koleżanki nie znam. - powiedział kładąc się na przeciwko nas. 
- Rosalie jestem. - uśmiechnęłam się do niego i zatrzepotałam rzęsami. 
- Zayn, miło mi. - także się do mnie uśmiechnął i poprawił włosy. 
- Oj, wyczuwam, że durexy się przydadzą. - zaśmiała się Tay.
W pewnym momencie przybiegł Niallerek, położył się obok Zayna i patrzył na nas cały uhahany. 
- No masz! I się już tak nie szczerz! - Taylor dała mu śledzie i się zaśmiała. 
- Ale jak będziesz chciał później do nas podejść, to umyj zęby! - skomentowałam. 
- Kocham was dziewczyny! - krzyknął i zaczął jeść śledzie. 
Przyszli także Lou i Li, którzy także położyli się na podłodze. Loui'emu wręczyłyśmy tabletki, nieźle się biedny zdziwił, a Li dostał pedalską czapkę, stwierdził, że ładna i że z dumą będzie ją nosił.
- Ej. Mam pytanie. - zaczął Liam. - Czemu leżymy? 
Wszyscy spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Oooo! Dziewczyny kupiły vizir! - krzyknął Hazz. - Skąd wiedziałyście że się skończył?!
- Te, te, te! Zdupcaj od viziru! On jest nasz! Nikt nie ma prawa go tknąć! - krzyknęła na niego Tayson.
- Ale po co wam tyle viziru! 
- Nie twój biznes! - odezwałam się."
Zaśmiałam się pod nosem i starłam łzę, która spłynęła po moim policzku. Dlaczego te czasy nie mogłyby trwać wiecznie?

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 36 "Pamiętaj."

Od autorki; Przed przeczytaniem polecam włączyć sobie to: http://ulub.pl/i8NiVoWJoQ/justin-bieber-never-let-you-go-piano-version jeśli się skończy puścić od nowa. Dzięki za wszystko, no i zapraszam na drugi sezon bejbsy.
Enjoy ♥

_______________________________________________________

- Zayn, wyjdź. - powiedziała spokojnie Rosalie.
- Nie, nie wyjdę dopóki mi nie powiesz kto to kurwa był. - wycedził przez zęby zdenerwowany chłopak.
- Wyjdź z tego pokoju i wróć jak się uspokoisz.
Zayn podszedł do Rose i chwycił ją mocno w talii przytrzymując z całej siły.
- Rosalie, nie okłamuj mnie. Jeśli znów mnie zdradziłaś, chcę o tym wiedzieć. - jego spojrzenie wywołało u dziewczyny dreszcze, wstrzymała oddech, a kiedy ponownie zaciągnęła się powietrzem poczuła intensywny zapach alkoholu. Czuła nierównomierne ruchy klatki piersiowej jej chłopaka.
- Piłeś. - odezwała się z wyczuwalnym rozżaleniem Rosalie. Zayn spojrzał jej głęboko w oczy, dziewczynę ponownie przeszedł nieprzyjemny dreszcz, w oczach tego zawsze uśmiechniętego chłopaka widoczny był ból, cierpienie i gniew.
- Zayn, puść mnie. To boli. - jęknęła cicho Rose.
- Powiedz mi prawdę.
- Jesteś pijany. Wróć jutro, porozmawiamy na spokojnie.
Rosalie poczuła krótkie ciepło na swoim policzku, a chwilę później okropny ból. Schyliła się lekko analizując każdy szczegół. Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Podniosła wzrok do góry i odsunęła się kilka kroków w tył widząc nadal zdenerwowany wzrok Malika.
- Uderzyłeś mnie. - ledwo powiedziała nadal w to nie dowierzając.
- Uderzyłem, i jeśli będzie trzeba, zrobię to jeszcze raz. - przyznał chłopak z zadziornym uśmieszkiem.
- Ty nie jesteś tym Zaynem, w którym się zakochałam. - odpowiedziała ledwo powstrzymując łzy.
Zasłoniła twarz włosami i próbowała ominąć Zayna jak największym łukiem, co okazało się bardzo trudne, bo jak na pijanego człowieka jego koordynacja nie różniła się od trzeźwej osoby. Przytrzymał Rosalie w miejscu i nie pozwolił jej wyjść.
- Popatrz na mnie. - zażądał. Rose cały czas patrzyła w podłogę nie mając najmniejszego zamiaru podnosić wzroku. - Chyba coś powiedziałem tak?! Spójrz na mnie! - krzyknął za zdenerwowaniem. Dziewczyna nadal uparcie wpatrywała się w swoje buty. Zayn chwycił jej podbródek kierując jej spojrzenie w swoją stronę. Zmusił ją żeby popatrzyła na niego.
- Jesteś moja. Pamiętaj. - powiedział pewnie zaglądając w jej brązowe do granic możliwości tęczówki. Wziął kilka głębszych wdechów próbując wyrównać swój oddech.
Przycisnął swoje usta do lewego kącika ust dziewczyny i zostawił tam niemałych rozmiarów czerwony ślad zwany malinką. Lekko przejechał kciukiem po miejscu które "naznaczył" i uśmiechnął się triumfalnie.
- Pamiętaj. - powtórzył po czym ją puścił i położył się na łóżku.
Zdezorientowana dziewczyna podeszła do drzwi i zanim opuściła pokój odwróciła się w stronę chłopaka.
- Kim ty do cholery jesteś. - szepnęła przez łzy. Chwyciła klamkę i uciekła stamtąd.

-Rosalie-
Sama nie wiedziałam gdzie idę, sama nie wiedziałam co się dzieje, czułam się... sama nawet nie wiedziałam jak się czułam, potrzebowałam z kimś porozmawiać, ale nie miałam już mojej przyjaciółki - Taylor. Tak strasznie mi jej brakuje, dzisiaj mija dokładnie drugi miesiąc odkąd nie ma jej już ze mną. To takie trudne. Byłam do niej przywiązana, była moją siostrą. I odeszła, ale wiem, że ona tego chciała, może jest szczęśliwa? Ona tak, ale ja nie. Przez te miesiące nam wszystkim było trudno, bo to boli, tak bardzo boli. Tęsknię za nią każdego dnia i każdej nocy, a najbardziej dziś, kiedy Zayn... nawet nie potrafię tego opisać, to już nie jest on, oddaliliśmy się od siebie. 
Zatrzymałam się i patrzyłam jak kropelki łez kapią na moje buty, każda łza opisywała to co teraz czuję. Zastanawiałam się ile już wypłakałam, przez te wszystkie dni, na pewno dużo, jednak to mi nie pomaga, to tylko dołuje. Całą noc spędziłam spacerując po Holmes Chapel, nie wyprowadziliśmy się stąd jeszcze. Chciałam tu zostać, nie wiem, może dlatego, że to miejsce tak cholernie przypominało mi moją Adams. Przed moimi oczami co chwilę przewijały się wspomnienia z naszego dzieciństwa. Uśmiechnęłam się lekko przez łzy. To już nigdy nie wróci. Ona już do mnie nie wróci. Wiedziałam to, ale nie potrafiłam oswoić się z tą myślą. To dla mnie zbyt dużo. Jak na raz. 

Zapowiedź drugiego sezonu.

Cześć skarby, jednak wracam do Was z nowym sezonem, a oto zapowiedź:


Druga część tego opowiadania będzie w większości o Rosalie i Zaynie, będą także momenty z życia Liama czy Harrego, ale jednak skupimy się na Rose i Zaynie. Zmieniłam także bohatwerów, a pierwszy rozdział powinien się pojawić na dniach.
Enjoy ♥

czwartek, 2 maja 2013

Witam ponownie.

Cześć skarbuchy. 
Mam do Was sprawę, chcecie żebym kontynuowała pisanie tego bloga, np z perspektywy Rosalie i Zayna? Humm? Proszę Was, napiszcie mi co o tym myślicie, ale tak szczerze, bo jeśli nie byłoby chętnych na czytanie, to kończę, jeśli byliby chętni to piszę dalej. 
Mam nadzieję że mi pomożecie, liczę na Was ♥
Trzymson. 

sobota, 20 kwietnia 2013

;3

To znów ja, jak widzicie ta historia została już zakończona i prawdopodobnie nie wróci co jak już wiecie bardzo, bardzo, bardzo mnie smuci, ale jakby ktoś chciał, możecie zacząć czytać kolejną historię pisaną przeze mnie; http://like-you-might-make-a-mistake.blogspot.com/ Mam nadzieję, że Wam się spodoba, tak jak spodobała Wam się historia Taylor i Rosalie. 
Trzymajcie się, kocham Was i po raz kolejny dziękuję <3

czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 35 "Żegnaj"

Od autorki; No właśnie, prosiłabym, żebyście przeczytali to przed przeczytaniem rozdziału, jeśli ktoś nie lubi drastyczniejszych opisów jak krew lub coś, to pewien moment po prostu omińcie ;)
 Przed przeczytaniem polecam włączyć sobie to; http://www.youtube.com/watch?v=lte3u3EZKqU miłego czytania, skarby ;)
PS: Aha, no i chciałam Wam jeszcze podziękować, za komentarze, które na prawdę dodają mi otuchy, i oczywiście za wejścia. Kocham Was <3

___________________________________________________

-Liam-
- Liam, tak mi przykro, wiem, że ją kochałeś, a ona odeszła. - powiedział Zayn kierując się w stronę drzwi. 
O co mu znowu chodziło... Ughhh jak mnie ostatnio wszyscy wkurzają... obchodzą się ze mną gorzej niż z jajkiem... no co ja dziecko? Przecież nic mi nie jest, żyję, jestem szczęśliwy, i rozpiera mnie energia, no po prostu, tak cholernie się cieszę, że dziś w końcu wychodzę z tego szpitala, wybieramy się z Tay nad jezioro, pod namioty, wreszcie spędzimy czas razem, szczęśliwie, spokojnie. 
***
- Cześć Li. - powiedziała dziewczyna witając mnie przed szpitalem. 
- Witaj ślicznotko. - pocałowałem jej policzek i chwyciłem rękę Taylor prowadząc ją w stronę samochodu, który podstawił nam Zayn. Wszystko było spakowane i mogliśmy ruszać, nikt nie wiedział, że gdzieś wyjeżdżamy i nikt nie musiał wiedzieć, to miał być nasz czas, i po co ktoś miałby nam się w niego wtrącać. 
Otworzyłem drzwi od samochodu i pomogłem Taylor wejść do środka, po czym obszedłem auto dookoła i zasiadłem za kierownicą. 
- Ruszamy? - spytałem z uśmiechem wyłączając mój telefon i odpalając pojazd. 
- Jedziemy. 
Taylor oparła głowę o zagłówek i przymknęła powieki. Po około dwóch godzinach jazdy obudziłem ją i razem wysiedliśmy z auta. Przed nami rozpościerał się cudowny widok. 
Zaciągnąłem się świeżym powietrzem i chwyciłem rękę dziewczyny stojącej obok mnie, nie mogłem uwierzyć w to, że mam tak cudowną osobę przy swoim boku. Z zafascynowaniem przyglądałem się jej niewinnej twarzy, na której malowało się wiele uczuć, a przede wszystkim zachwyt. Jej ciemne włosy lekko powiewały na wietrze i formowały się w tak zwany "artystyczny nieład", zachodzące słońce oblewało jej sylwetkę ciepłym promieniem, dzięki czemu wyglądała jak anioł, jak coś nierealnego, ktoś kto wcale nie istnieje. Zwróciła twarz w moją stronę i uśmiechnęła się ciepło, niewielkie dołeczki koło jej ust odejmowały jej lat i dodawały dziecięcego uroku. Zmarszczyła lekko nos wciągając chłodne powietrze w głąb swoich płuc. Odwróciła się w moją stronę i położyła swoje zimne dłonie na moich ramionach, przez podkoszulek odczuwałem chłód emanujący od całej jej osoby. 
- Nie jestem już tą osobą, w której byłeś zakochany, Liam. - szepnęła, a jej miętowy oddech owionął moją zziębłą twarz. Próbowałem powtórzyć kilka razy w głowie wypowiedziane przez nią zdanie, jednak nie mogłem doszukać się w nim ukrytego znaczenia, skrytej tajemnicy. Nie byłem przekonany co do przesłania jej słów. 
- Liam, mnie już tutaj nie ma. - odezwała się ponownie przekładając chłodne dłonie z moich ramion na policzki. Nieprzyjemne dreszcze przebiegły po całym moim ciele. Nawet nie wiem w którym momencie mrok zawładnął całą okolicą. 
Teraz w świetle księżyca zdołałem zobaczyć tylko jej twarz wypraną z jakichkolwiek emocji. Przysunęła się do mnie bliżej, dopiero teraz zauważyłem krople krwi ściekające po jej prawej skroni, przebiegały przez szyję zabrudzając po drodze gładkie policzki brunetki. Jej koszulka także była cała we krwi, na lewym policzku widniała głęboka rana ciągnąca się aż po krawędź szczęki. Z prawego ucha spływał nierówny strużek czerwonego płynu.
- Liam, ja nie żyję. - szepnęła przesuwając ustami po mojej szyi. - Jestem tylko twoim wyobrażeniem. W dzień kiedy mi się oświadczyłeś... ja... ja rzuciłam się z tamtego klifu. Nie ma mnie tutaj już od dawna. Powinieneś zapomnieć. Przestać udawać. Dopuść do siebie prawdę, pozwól rzeczywistości przejąc panowanie nad twoim życiem. Bądź szczęśliwy Li, pamiętaj, że zawsze cię kochałam, i zawsze będę. Żegnaj. - szeptała, po czym złączyła nasze usta w pocałunku, przez chwilę poczułem metaliczny smak, a po chwili nie czułem już nic poza potwornym bólem rozdzierającym moje serce od środka. 
Jej już nie ma, odeszła, zostawiła mnie. 
Nie mogłem skojarzyć faktów, przecież to wszystko było takie realistyczne... jej dotyk, jej śmiech, jej zapach... to nie mogła być prawda. 
Usiadłem na trawie na brzegu jeziora i spojrzałem w niebo. 
- Dlaczego mnie zostawiłaś? 
Poczułem lodowaty powiew wiatru zatrzymujący krążenie krwi w organizmie, usłyszałem cichy szept, tak jakby to wiatr do mnie szeptał"Bądź szczęśliwy". Jednak to ona, została ze mną o tu, przyłożyłem rękę do lewej piersi. Zostanie ze mną na zawsze.

"Nigdy się tak wcześniej nie czułem 
Wszystko, co robię
Przypomina mi o Tobie
I ubrania, które zostawiłaś
Leżą na podłodze
Pachną tak, jak Ty 
Kocham to, co robisz 


Kiedy odchodzisz 

Liczę kroki, które stawiasz
Czy widzisz jak właśnie teraz mocno Cię potrzebuję?


Gdy Cię nie ma 

Każdy kawałek mojego serca za Tobą tęskni 
Gdy Cię nie ma 
Tęsknię za Twoją twarzą, którą znałem
Gdy Cię nie ma 
Słowa, które potrzebuję usłyszeć by przebrnąć przez dzień 
I czuć się dobrze 
To „tęsknię za Tobą”."

sobota, 6 kwietnia 2013

;(

Cześć ;c
Nawet nie wiecie jak strasznie mi smutno. Że muszę to zrobić, że muszę pisać takiego smutnego posta ;c
A więc, chyba postanowiłam zawiesić tego bloga, z kilku powodów.
1. Nikt nie komentuje, co jest dla mnie równoznaczne z tym, że nikt nie czyta...
2. Tak samo, jest mało wejść...
3. Mam szlaban, i wchodzę tylko co mniej więcej 2 tygodnie.
4. Nie mam pomysłów na dalszą historię.
5. Smutno mi.
Bardzo mi smutno, tak strasznie daleko to zaszło, a teraz.. tak po prostu mam to porzucić? Pożegnać się i odejść? Dobra, może lekko dramatyzuje, ale na prawdę, prawdę mi smutno ;(


"Time has run out, for me.
Everything's distant and I don't know what to believe.
It's so hard, lost in the world confusion.
And I need to leave, for a while.
Life is so meaningless, there is nothing worth a smile.
So goodbye, I'll miss you."

środa, 13 marca 2013

Rozdział 34 "Zawsze będziemy trzymać się razem"

- Li, Liam, ja nie wiem jak ci to powiedzieć.. - mówiła łamiącym się głosem. - Liam, ze mną w życiu nie stworzysz prawdziwej rodziny, nie będę mogła mieć dzieci. - powiedziała roztrzęsiona Taylor chowając twarz w dłoni Liama. Płakała jak małe dziecko, a on sam nie wiedział co ma zrobić. W życiu nie był w takiej sytuacji.
- Wyjdziesz za mnie? - spytał po dłuższej chwili. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Mówił poważnie. Śmiertelnie poważnie.
- Liam, ty zasługujesz na kogoś lepszego... na kogoś kto będzie w stanie żyć normalnie. - teraz oboje patrzyli sobie w oczy, ona, Taylor, próbowała mu to powiedzieć, tak prosto z mostu, nie owijając w bawełnę, a on, Liam, błagał, aby ona żartowała. Chciał żeby Taylor kłamała. - Liam, może to jakieś pieprzone przeznaczenie, może... może powinniśmy, to skończyć.
Chłopak nie mógł uwierzyć, że ona to powiedziała, a może... może po prostu nie chciał wierzyć..
- Taylor... nie. Ja się nie zgadzam, dopóki jestem w stanie żyć, do tej pory będę o ciebie walczył, zawsze i wszędzie, w każdej sekundzie mojego życia, bo cię kocham, okej? Czekałem na ciebie tak długo, a kiedy wreszcie cię mam, ty chcesz odejść? - chłopak zrobił chwilę przerwy, a kiedy zorientował się o co chodzi, spuścił głowę. - Jak mogłem być taki głupi, przecież ty nigdy nie byłaś ze mną szczęśliwa, ty mnie nie kochasz...
Teraz przez głowę Liama przemknęła jedna samotna myśl "Jeśli kogoś kochasz - daj mu odejść."
- Co?! Jak mogłeś w ogóle tak powiedzieć?! Liam, dlaczego tak pomyślałeś?! Liam popatrz na mnie. - powiedziała zdenerwowana dziewczyna, chłopak podniósł głowę, a w jego oczach zobaczyła cierpienie jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziała.

"Jesteśmy przyjaciółmi na zawsze
Weź to głęboko do serca
I pozwól aby Tobą kierowało
W drodze do przetrwania"

- Liam. Kocham cię. Ale ja uważam, że zasługujesz na kogoś więcej. 
- Taylor, proszę cię, nie mów tak, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Rozumiesz to? 
- Kocham cię. 
- Ja ciebie bardziej. 
Taylor wtuliła się w chłopaka i siedzieli tak bardzo długo. Dziewczyna dopiero późnym wieczorem zebrała się do wyjścia.
- Dobranoc, kochanie. Zawsze będę cię kochać. Nie zapomnij o mnie. - powiedziała na pożegnanie całując śpiącego Liama w czoło. 
Ona podążała do parku, tego opustoszałego parku, w którym kiedyś popełniła największy błąd swojego życia. Stanęła w tym samym miejscu, w którym stała właśnie wtedy 24 grudnia 2011 roku, to był najgorszy czas w jej życiu, ale pomimo tego nie powinna popełniać takiego błędu, który zrujnował całe jej życie. 
Czy był jakiś sens dalej to ciągnąć? 
Czy kiedykolwiek Taylor będzie mogła żyć normalnie? 
Czy jej życie poukłada się? 
Czy może po prostu zrobi krok do przodu i ponownie spróbuje to skończyć?  

"Po prostu mierz wysoko
Upewnij się, że wkładasz w to całego siebie
A gdy kiedykolwiek upadniesz
Wiedz, że jestem tutaj"

-Liam- 
Jezu, jak ja strasznie, ale to tak szczerze nienawidzę tego szpitala, jest po prostu tragicznie pojebany. A najgorsze są poranki, bez niej, bez jej dotyku, bez jej zapachu. Przeciągnąłem się ziewając przeciągle i rozejrzałem się dookoła. Była tu. Taylor. Siedziała na krześle po prawej stronie łóżka. 
- Dzień Dobry. - przywitałem się. - Długo tu siedzisz? - spytałem patrząc na zegarek, 10;35 super, Liam, przegapiłeś śniadanie. 
- Nie, nie. Dopiero przyszłam. - odezwała się swoim cichym, i cudownym głosem. Po czym podeszła do łóżka, usiadła na skraju i chwyciła mocno moją dłoń, miała zimne ręce, a nawet można powiedzieć, że lodowate, ogólnie dzisiaj było jakoś tak zimno. No ale trudno, może ogrzewanie im padło. 
Zbliżyłem się do Taylor mając zamiar ją pocałować jednak coś mi kazało się zatrzymać. 
- Piłaś coś? - spytałem wciągając ostro powietrze. Zdecydowanie czułem alkohol. 
- No co ty. Na prawdę. Ja nie piję. - odpowiedziała patrząc mi głęboko w oczy, a nawet zbyt głęboko. Czułem jak dreszcze przeszywają całe moje ciało. 

"Zawsze będziemy trzymać się razem
Nie zamartwiaj się
Zawsze będę przy Tobie
Nie zamartwiaj się"

........................................................................................................
Cześć ♥ 
przepraszam że nie pisałam, ale szlaban ;c
kocham was <3

 

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 33 "To coś jej w ogóle nie przypomina."

-Harry-
Nadal stałem tam jak ten kołek i przyglądałem się całej trójce, i muszę przyznać, Rosalie zgrubła, Louis ma fajny tyłek, a Taylor, wygląda jak anorektyczka. Wyglądała na prawdę źle, zmieniła się, cholernie, gdybym przechodził koło niej na ulicy nie poznałbym jej. Co ona ze sobą zrobiła... jak mogła do czegoś takiego dopuścić, kiedy stała tak koło Rosalie, wyglądała jak dziecko... a ja nie mogłem na to patrzeć... Zauważyłem że Taylor wzięła kilka głębszych oddechów, dyskretnie przeżegnała się i podeszła do mnie. 
- Witaj. - powiedziała "obejmując się" rękami. 
- Cześć. 
Patrzyłem na jej czoło, nie potrafiłem patrzeć jej w oczy, to już nie była ona, to... to już nie była ta osoba, którą pokochałem. Taylor wysunęła lekko ręce w moją stronę zapewne chcąc się przytulić, ale ja się cofnąłem, nie chciałem jej dotykać, nie chciałem żeby ona dotykała mnie. Brzydziłem się jej.
- Proszę cię. Nie dotykaj mnie. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. 
Dziewczyna odsunęła się jak najdalej i przyglądała mi się wiercąc we mnie dziury swoim spojrzeniem. Lustrowała mnie całego. Od stóp do głów. 
- Nie patrz tak na mnie. 
Widziałem jak T... nie, nie będę sobie wmawiał, że to Taylor, nie mogę jej tak nazywać, bo to nie ona, po prostu, ta dziewczyna odwróciła wzrok, widziałem jej zalane łzami oczy. Ale co ona ode mnie chciała, sama się do tego doprowadziła. Rosalie patrzyła na mnie z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, a mina Lou była taka jakby chciał mnie pobić. 
- Nie wierze że to powiedziałeś. W ogóle nie wierze że to zrobiłeś. Jesteś popierdolonym dupkiem. - wypaliła Rosalie w moją stronę. - Ona tak się starała żeby cię nie zranić, żebyś nie cierpiał, a ty co, po raz steny? jak nie więcej ranisz ją. W tak brutalny sposób. Myślisz, że co? Że ona chce tak wyglądać? Że podoba jej się swoje własne odbicie w lustrze? Że specjalnie chudnie? Ty jesteś jakiś popierdolony. 
- Ej, nie wiem co tu się dzieje, ale nie musicie tak kląć... - powiedział Liam? a ten co tu robił, wchodząc do salonu. 
- A ciebie co to obchodzi w ogóle co ty tu robisz? - spytałem. 
- No co za cham, no kurwa, zaraz mnie tu rozpierdoli. - powiedziała Rosalie, wyrywając sie Louisowi, który ją trzymał. 
- Wiesz co, stary, nie chce być niemiły, ale wypierdalaj, okej? - powiedział Liam wyciągając mnie na korytarz. 
- Sam miałem już stąd wyjść. W ogóle, chcesz to weź ją sobie, to nawet nie jest już Taylor. To coś jej w ogóle nie przypomina. - powiedziałem i podniosłem głowę ubierając kurtkę, ale nagle poczułem mocny ból, tak jakby coś ciężkiego i mocnego zetknęło się z moją szczęką, a potem poczułem już tylko jak upadam. - Co ty sobie chuju nie myślisz? Że będziesz się do mnie przypierdalał?! - krzyknąłem rzucając się na Liama. 

-Kilka dni później- 
Taylor siedziała przy szpitalnym łóżku Liama głaszcząc opuszkiem kciuka wnętrze jego dłoni. On i Harry wylądowali w szpitalu z poważnymi obrażeniami. Gdyby wtedy Louis z Niallem ich nie odciągnęli od siebie to by się pozabijali. A przy okazji jeszcze Louisowi i Niallowi się oberwało. A o to wszystko obwiniała się Taylor, która tak na marginesie czekała na wizytę u lekarza, na którą namówiła ją Rosalie. Taylor wcale nie chciała nigdzie iść. Nie chciała wiedzieć co się z nią dzieje, nie chciała znać prawdy, bo wiedziała, że ta prawda będzie ją boleć.
Wreszcie wybiła 14.15 i Tay mogła spokojnie iść pod gabinet lekarza. Długo tam siedziała, i wyszła cała zapłakana, chciała się gdzieś schować i nie wychodzić już nigdy więcej, nie chciała widzieć świata i nie chciała żeby świat ja widział. Nie chciała sama siebie oglądać. A co najważniejsze nie chciała stanąć teraz z Liamem twarzą w twarz. Jednak musiała. Obiecała mu. 
Zajrzała do najbliższego wc, które jak na złość znajdowało się na przeciwko sali, w której leżał Harry i ponownie jak na złość, sala była cała oszklona. 

-Taylor-
Stanęłam przed lustrem i zobaczyłam dziewczynę, dziewczynę, która kiedyś miała marzenia i dążyła do spełniania ich, która zawsze była uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona do życia, która nie bała się niczego. Nie znała bólu i niepowodzenia. Więc co się z nią stało. Co się stało z tą Taylor. Z tą prawdziwą Taylor. 
Ona odeszła. I prawdopodobnie nie wróci. Bo nawet nie stara się wrócić. Nie stara się żyć. Żyć szczęśliwie. Jedyne szczęście jakie mam w życiu to Liam. Jego miłość. Jego troska. Jego pomoc. Jego wsparcie. Tylko to przytrzymuje mnie przy życiu. No i Rosalie. Oczywiście. Moja Rosalie. Moja siostra. Moja przyjaciółka. Osoba, która się ode mnie nie odwróciła w takim momencie. Osoba, która nigdy się ode mnie nie odwróci. 
Otarłam łzy spływające po mojej twarzy. To był mój błąd, mój pieprzony błąd. I to przez niego nie wiem co teraz się dzieje ze mną. Z moim życiem. Wyszłam z wc i spojrzałam przelotnie na salę Harrego, patrzył na mnie, śledził wzrokiem, przeszywał spojrzeniem. 
- I co? Chodź tu misiu i opowiadaj wszystko. - powiedział Liam na tak zwane "dzień dobry". 
- Nic. Mam anoreksję. Mam zacząć jeść i dostałam jakieś tabletki. - powiedziałam. Mówiłam mu prawdę, w połowie nie okłamywałam go, jednak w drugiej połowie, ukrywałam to co mogłoby go zranić. 
- Wyzdrowiejesz. Na pewno. Wierzę w to. A jak wyzdrowiejesz to weźmiemy ślub. Będziemy mieć gromadkę ślicznych dzieci. - mówił Liam widziałam szczęście w jego oczach, ale kiedy wspomniał o dzieciach... Nie wyobrażałam sobie, że jakikolwiek ból może być tak silny jak to co teraz czułam. Po prostu coś przeszywało mi serce, okropne uczucie. Kłamstwo. Ból. Współczucie. Nadzieja. Miłość. 
- Li... - zaczęłam, ale mnie zacięło. - Liam, ja nie mogę cię okłamywać. Muszę ci coś powiedzieć. - chłopak spojrzał na mnie wystraszony, wiedziałam, że to go zaboli, wiedziałam, że go zranię, ale nie chciałam go okłamywać. Nie mogłam mu tego zrobić. Znów. - Liam, pamiętasz, jak... ja... kiedy Rosalie, kiedy miała raka i "umarła", ja wtedy rzuciłam się z klifu... bo... bo lekarz mi powiedział, że przez to co zrobiłam już nigdy... ja... bo... 

......................................................................................................

No witajcie ponownie ♥. 
hahaha, no przepraszam, że w takim momencie, ale musiało być tak dramatiko. xd

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 32 "Przepraszam..."

- Cześć wszystkim. Co u was? - krzyknęła Rosalie wchodząc do domu.
- Cześć. Wszystko dobrze. A co u ciebie? - odkrzyknął Niall z kuchni.
- A no właśnie wracam z uczelni. Dziś był pierwszy dzień. Przynajmniej mój, więc jakoś tak odnaleźć się nie mogłam, ale ogólnie fajnie jest. - opowiadała Rose ściągając kurtkę i buty.
- To dobrze, że ci się podoba. - zagadnął Niall wyłaniając się z kuchni.
- Taak. Lubię to. - uśmiechnęła się. - Witaj. - powiedziała przytulając go.
- No cześć. - zaśmiał się chłopak.
- Jest Taylor? - spytała.
- Chyba jeszcze śpią z Liamem, ale Cassie nie śpi już od dobrej 5 rano, więc możesz iść do niej. - odpowiedział Horanek z uśmiechem.
- Nie, coś ty, może akurat teraz zasnęli, nie będę ich budzić. Jeśli pozwolisz posiedzę z tobą.
- Pewnie, chodź do salonu.
Niall i Rosalie długo siedzieli w salonie i rozmawiali, mieli tyle wspólnych tematów.
- Dzień Dobry. - odezwał się ktoś w progu, po czym przeciągle ziewnął.
Nialler i Rose w tym samym spojrzeli w stronę wejścia do salonu i oboje nie odzywali się gapiąc się na osobę, która tam stała.
- Heej. Wróćcie na zieemię! - odezwała się Taylor machając rękami.
- Przepraszam. - ogarnęła się Rosalie odwracając wzrok.
- Ja też.

-Rosalie-
Jezu... ja... nie mogłam na nią patrzeć, bo od razu łzy cisnęły mi się do oczu. Tak bardzo chciałabym jej pomóc i tak bardzo nie wiem jak. 
Mimowolnie ponownie przyjrzałam się mojej przyjaciółce, która nadal stała w tym samym miejscu. Jej bluzka nie była obcisła, ale pokazywała kontur każdego żebra... to było okropne... Momentalnie moja twarz zalała się łzami. 
- Przepraszam. - wyszlochałam chowając twarz w dłonie. Długo nie mogłam się ogarnąć. Siedziałam tam, płakałam. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć, a przede wszystkim nie mogłam przestać płakać. A co jak ona umrze? Jak ta "choroba" będzie się pogarszać, znów stracę przyjaciółkę... kogoś ważnego. I co, odzyskałam ją po to, aby ją stracić? To takie niesprawiedliwe. 
Kiedy wreszcie podniosłam głowę jej już tam nie było. Zraniłam ją, skrzywdziłam... 
Podniosłam się z miejsca i ominęłam Nialla posyłając mu sztuczny uśmiech, żeby się nie martwił. 

-Taylor-
Usiadłam na skraju łóżka i przyglądałam się śpiącemu Liamowi. Jezu, jaki on jest cudowny, jest idealny i zasługuje na kogoś więcej. Na dziewczynę, która nie miałaby takich problemów jak ja, na dziewczynę, która byłaby ładna. 
Westchnęłam i ocierając łzy wyciągnęłam wagę spod łóżka po czym ustawiłam ja przed ogromnym lustrem. Ostatni raz spojrzałam na Liama upewniając się, że śpi i weszłam na wagę. Spojrzałam w dół i zakryłam oczy dłońmi. Jest coraz gorzej... 38kg... tylko 38... chwyciłam dółkoszulki i uniosłam ją trochę w górę. Zobaczyłam wszystkie moje żebra. Można było je palcem policzyć... spuściłam koszulkę w dół, bo nie mogłam już na to patrzeć... nie chciałam na to patrzeć... To wtedy zobaczyłam w odbiciu lustra Rosalie... moją Rosalie... stała tam i to wszystko widziała. Z jej oczu nadal spływały łzy, tak jak z moich. 
-x-
- Przepra... ja... nie... ja nie chciałam przeszkadzać... - wyjąkała dziewczyna. - Za to na dole też przepraszam... nie chciałam... na prawdę... już... sobie idę. 
- Rose? - wyszeptała Taylor. Na dźwięk jej słów Rosalie przeszedł dreszcz, ale spojrzała na Taylor. 
- Tak? 
- Ślicznie wyglądasz. - powiedziała po czym ponownie upewniając się czy Liam śpi dodała. - Pasuje ci ta ciąża. 
Rosalie zamrugała kilka razy upewniając się czy się nie przesłyszała, po czym spytała zszokowana:
- Co? Taylor? Co ty mówisz? Przecież nie jestem w ciąży... 
- Widzę to. Widzę, że jesteś. 
Rosalie przez chwilę milczała, po czym ponownie spytała: 
- Ale jak to? Nie, przecież to niemożliwe. 
- Chodźmy na dół. - odezwała się Taylor po długim milczeniu. Obie dziewczyny zeszły do salonu w ciszy. Nie wiedziały o czym mają rozmawiać, które tematy mogą poruszyć, a które nie bardzo. Pierwszy raz w życiu czuły się tak nieswojo w swoim towarzystwie. Usiadły w salonie i nadal milczały, Taylor włączyła jakąś stację muzyczną w telewizji, aby ukryć tą ciszę otaczającą je, jednak to nic nie zmieniło, nadal panowała niezręczna atmosfera.
Taylor z podwiniętymi nogami, a Rosalie po turecku, jak usiadły tak siedziały.
- Co u ciebie działo się przez ten ostatni rok? A nawet dużo ponad rok... - odezwała się w końcu jedna z nich. Taylor. - Opowiadaj wszystko.
Rosalie zaczęła mówić o nowym domu jej i Zayna, o Zaynie, o króliku i psie, o Bieberze, o Cassie i Niallu, o uczelni, o szczerbatym Lordzie. Mówiła o wszystkim, a jej przyjaciółka słuchała z zaciekawieniem. Kiedy rozmowa w końcu zaczęła im się sklejać zadzwonił dzwonek do drzwi, lecz gość który przyszedł nie czekał aż ktoś mu otworzy, sam wszedł do środka.
- Cześć! Jest tu ktoś? - powiedział znajomy głos z korytarza, Taylor momentalnie zamarła w miejscu i siedziała wstrzymując oddech. Rosalie widząc reakcję przyjaciółki także się nie odzywała. Obie siedziały teraz "oglądając" telewizor.

-Taylor-
Jego głos, niski, zachrypnięty, cichy, jego akcent. Nie jestem jeszcze gotowa spojrzeć mu w twarz, spojrzeć mu w oczy i zranić go tak okropnie, ja nie mogę, nie jestem przygotowana. Jego oczy, zielone, cudowne tęczówki, które tak bardzo kiedyś pokochałam. Te śliczne loczki, miętowy oddech, to wszystko przypominało mi tego malutkiego chłopczyka z piaskownicy z idealnymi rysami twarzy i jak ja mam mu powiedzieć prosto w tą dziecięcą twarzyczkę, że już go nie kocham, że jestem z Liamem, jednym z jego najlepszych przyjaciół? Jestem okropna. To wszystko przeze mnie. 
- On wie? - wyszeptała Rosalie nie patrząc na mnie. 
- Zamierzałam mu powiedzieć. - odpowiedziałam chowając twarz w dłonie. 
- Oo, zamierzałaś, jak miło. Powiesz mu dziś. 
- Nie, Rosalie, proszę, to nie takie proste, ja nie chcę go ranić.
- A on jak cię ranił tyle razy to co. A tą akcję wtedy w samolocie pamiętasz? Albo później jak cię przepraszał, bo on nie chciał. 
Słowa Rosalie wbijały się we mnie jak norze, jak jakieś pieprzone ostre coś, które jeszcze ktoś jak na złość przekręcił żeby jeszcze bardziej bolało, nurtowały wspomnienia, wzmagały ból. Pomagały łzą się ulotnić. Jeszcze nigdy w życiu jej przyjaciółka nie powiedziała jej niczego tak bardzo w wprost jak teraz. 
Usłyszałam cichy szmer od strony wejścia do salonu ale nie odważyłam się odwrócić głowy. 
- Cześć dziewczyny. - usłyszałam głos Louisa. Tak dawno go nie widziałam, nie słuchałam jego pieprzenia bezsensu. 
- Cześć Lou. - odpowiedziała Rosalie i spojrzała jednoznacznie na mnie. Odchrząknęłam cicho i także się odezwałam. 
- Witaj. 
Nagle poczułam czyjś dotyk na plecach, podskoczyłam na miejscu i odwróciłam się w stronę kogoś. Na moje szczęście był to nie kto inny jak Louis. Uśmiechnął się do mnie i przytulił mocno po czym poszedł do Rosalie. 

............................................................................................

Cześć ♥.
i znów będę przepraszać za to samo, że tak długo nie dodawałam nic, ale postaram się poprawić.
i dziękuję za wszystkie komentarze i wgl że jesteście. znów. ♥. 

O mnie

Moje zdjęcie
Jestę lamą, burakię, pierogię. xd tak w skrócie, jestem Klaudia i piszę opowiadania o chłopcach z 1D. to chyba tyle ^^